dynaka syna, który fizycznie całkiem się wdał w ojca i był bardzo przystojnym chłopcem, ale już w pierwszéj młodości, po niespokojnym i podobno nienormalnym występie, pożegnał się z tym światem. Od Żóchowskich, a może od ich spadkobierców, nabyła roku piędziesiątego czwartego ów domek z przyległościami Siostra Seweryna Morawska, aby pomieścić w nim Towarzystwo Pań Miłosierdzia św. Wincentego, a od tego czasu wszystko się tam zmieniło: domek się podniósł i rozszerzył, powstały obok niego szpitale i ochronki, kaplice i inne zakłady, dzięki ofiarom Towarzystwa, szczególnie zaś ofiarom i usiłowaniom Siostry Ireny Łuszczewskiéj i mały niegdyś domek pana Liszkowskiego stał się teraz upragnionym i zbawiennym przytułkiem dla naszéj polskiéj biedy.
Zejdźmy teraz, panie Ludwiku, wprost na dół, z końca Piotrowéj ulicy! Widzisz, że jesteśmy na Półwiejskiéj, która z Piotrowego placu do Wildeckiéj bramy prowadzi. Półwiejską ją nazwano, lubo teraz na taką nazwę nie zasługuje, od początku bowiem do końca widzisz nieprzerwany prawie szereg kamienic po większéj części dwu lub trzypiętrowych; ale między trzydziestym i czterdziestym rokiem, a nawet wiele późniéj, wyglądało tu bardzo po wiejsku i pozostały jeszcze trzy czy cztery okazy chałupek, które ją tu i ówdzie z obydwóch stron ograniczały i łączyły bezpośrednio, gdy jeszcze Wildeckiéj bramy nie było, ze Św. Łazarzem i Górną Wildą. Stało tu jednak już wtenczas kilka większych, murowanych domów, między któremi najstarsze, bo za pierwszych Prusaków wzniesione, były, po prawéj stronie, dwa ostatnie przed bramą; w pierwszym z nich, przeszłego roku całkiem przebudowanym, gościła ostatniemi czasy jedna ze szkół miejskich. Do domów, na które od najdawniejszych lat patrzałem, należy także ten tutaj, po lewéj stronie, zaraz za ową quondam Złotą
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/231
Ta strona została przepisana.