Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/235

Ta strona została przepisana.

Józefa Mielżyńskiego i pierwszy raz bez niego święta wielkanocne obchodzono. Ta okoliczność zrobiła na mnie wtenczas wrażenie, którego lata nie zatarły. Późniéj kilkakrotnie byłem z matką lub ojcem u pani Mycielskiéj w Poznaniu i w Kobylopolu; prawie zawsze zastaliśmy ją zatrudnioną jakąś robotą, a przy niéj młodszą córkę, pannę Konstancyą, późniejszą pułkownikowę Breza, i wnuczkę, pannę Celestynę Sokolnicką, a teraźniejszą panię Sewerynowę Skórzewską, które obiedwie pani Mycielska bardzo kochała, lecz, do skromnych potrzeb przytrzymując, w ścisłym miała rygorze. Nauczycielką panny Konstancyi była czas niejaki ciekawa osóbka, którą też przy pannie Anieli Mielżyńskiéj widywałem. Wystaw sobie, panie Ludwiku, niską, bardzo otyłą mulatkę, z czarnemi, wełniastemi włosami, wielkiemi ciemnobrunatnemi oczyma, ze śniadą, szeroką twarzą i niezbyt uroczym noskiem, a będziesz miał mniéj więcéj portret de mademoiselle Dasso, jak ją nazywano. Pochodziła, jak mi się zdaje, z jednéj z wysp zachodnio-indyjskich, mówiła wybornie po francuzku i po angielsku; wcale zresztą do rzeczy, dobra nauczycielka, zabawna w towarzystwie i nie bez światowego poloru, miała przytem podobno i skłonności zdradzające jéj czarnego papę lub czarną mamę, a między niemi najmniejszą jeszcze było upodobanie w wężykach i ropuszkach. Umarła wkrótce potem nagle, skutkiem zbyt wielkiego przywiązania do tego, co z Jamaiki pochodzi.
Ostatni raz złożyłem pani Mycielskiéj uszanowanie krótko przed moim wyjazdem na uniwersytet, poczem już jéj więcéj nie widziałem, umarła bowiem, nim z Berlina wróciłem, czterdziestego roku.
Jak wyglądała za młodu, tego ci naturalnie nie powiem, ale jeszcze w późnym jéj wieku poznać mogłeś, na pierwszy rzut oka, ze wzrostu i twarzy, z po-