Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

dającego ducha; tracił najprzywiązańszą żonę, z którą wspólnie tyle dobrych i złych przebywał kolei losu. — Pani Matecka była jedną z niewiast w społeczeństwie naszem zajmujących wybitne stanowisko. Od lat najmłodszych do ostatniéj chwili ożywiał ją gorący patryotyzm, górujący nad wszystkiemi innemi uczuciami. Nie tylko w czasach nadzwyczajnych, czterdziestego szóstego, ósmego i sześćdziesiątego trzeciego roku, ile kobieta może, starała się być czynną, zapał swój szerzyć i udzielać innym, lecz i w zwyczajnych okolicznościach życia względy narodowe miały u niéj zawsze przewagę. Przytem pewną śmiałość i prędkość w wypowiadaniu swych myśli i stanowczość w objawianiu woli łączyła z rzetelnie dobrem i czułem sercem, z szczerością w przyjacielskich stosunkach i chęcią pomożenia innym; dla tego, kto miał sposobność poznania jéj bliżéj, cenił te jéj zalety, które w stosunkach towarzyskich występowały bez przymusu, zazwyczaj wesoło, czasami ucinkowo. Do rodziny swojéj, którą z pomiędzy innych nie mało wyróżniała, gorąco przywiązana, gotową była do wszelkich poświęceń, a gdy szło o sprawę publiczną lub prywatnéj dobroczynności, należała do najgorliwszych i najwytrwalszych w działaniu, nie głosząc światu uczynków swoich, które jéj się prostym obowiązkiem chrześciańskiéj kobiety i Polki zdawały. Czterdziestego ósmego roku kilka miesięcy przesiedziała w lazarecie, radą i uczynkiem służyła rannym, a gdy wkrótce po roku sześćdziesiątym, korzystając z usunięcia się sędziny Piłaskiéj, panie niemieckie chciały rozwiązać dobroczynny zakład Elźbiety, w którym głównie bieda polska pomoc znajduje, potrafiła go doktorowa Matecka ocalić i, objąwszy nad nim opiekę, utrzymać przez tyle lat sumiennym dozorem i mozolnem obmyślaniem corocznych funduszów. Ileż to razy byłem świadkiem, jak szczerze