siadem, osiadłszy w Kobylopolu, zkąd go przed czterema laty śmierć zabrała. Chociaż widywałem się z nim dość często i w mieście i u niego na wsi, rzadko kiedy w rozmowach naszych była wzmianka o jego przeszłości, dla tego nie wiele ci o niéj powiem, panie Ludwiku. Wspomniał mi raz, że jako chłopiec rozpoczął nauki tutaj w Poznaniu, pod opieką pana Liszkowskiego; niedługo to jednak trwało, bo po roku czy dwóch, wysłała go matka do Berlina, gdzie, umieszczony u pastora gminy francuzkiéj Moliera, zwiedzał college français, potem zaś, ukończywszy szkoły, uzupełnił swoje wykształcenie przez podróż do Włoch, dokąd go wysłano dla grożącéj mu piersiowéj słabości, i przez dłuższy pobyt w Paryżu. Te wędrówki po obcych krajach dały mu sposobność zapoznania się z wielu znakomitymi cudzoziemcami, których niezwykle przystojny młodzieniec, pełen życia i wczesnej ogłady, z łatwością sobie ujmował. Nawet jeden z nich, Anglik, Sir Wiliam Drummond tak dalece go polubił, iż, bezdzietnym będąc, chciał go koniecznie przybrać za syna i przyrzekał zapisać mu cały swój majątek, wynoszący osiemdziesiąt tysięcy funtów szterl., pod warunkiem, że w Anglii osiędzie. Ale pau Józef wolał wielką fortunę z ręki wypuścić, niż się wynarodowić.
Gdy po paru latach wrócił do kraju, miał niemiłe przejście z powodu służby wojskowéj, z którą się jeszcze nie był załatwił. Odwiedzając często Radziwiłłów, z którymi łączyły go stosunki poufnéj przyjaźni, spotkał się tam raz z jenerałem Röderem, wtenczas komenderującym. W pogadance, przy obiedzie czy wieczerzy, nasunęła się też owa sprawa służby i jenerał wezwał Mycielskiego, aby jak najprędzéj stawił się do wojska, jeśli się nie chce narazić na przykre następstwa zaniechania powszechnego obowiązku. Pan Józef zaprzeczał téj ko-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/243
Ta strona została przepisana.