Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

stego kościelnego podwórza i dopiero od piędziesiątego dziewiątego roku zostało przytułkiem kamiennego poety. Pamiętam dobrze, panie Ludwiku, jak się to zaczęło. Gdy piędziesiątego szóstego nadeszła wiadomość o śmierci Mickiewicza w Carogrodzie, poruszyło to tutaj, jak w całéj Polsce, silnie umysły. Gdzie nas się dwóch lub więcéj zeszło, rozprawiano o zmarłym poecie, rozpamiętywano jego dzieła i ostatnie nienormalne losy, a Matecki był pierwszym, który, nie przestając na pogadance, powziął myśl oddania czci przynależnéj przez uroczyste nabożeństwo za spokój jego duszy. Przybrawszy sobie do pomocy księdza proboszcza Kamieńskiego, syndyka Wegnera i Kaźmirza Jarochowskiego, wtenczas jeszcze referendaryusza, poruszył umysły w mieście i po wsiach. Odbył się świetny obchód żałobny w połowie stycznia z udziałem ks. arcybiskupa Przyłuskiego, kapituły i całego duchowieństwa poznańskiego. Kościół św. Marciński nie mógł objąć tłumów ludu z miasta i prowincyi; schody i podwórze były zapchane, mimo dokuczliwego zimna, zwłaszcza iż przemawiał z ambony ksiądz Aleksy Prusinowski. Świetną jego mowę niepospolicie i arcypoetycznie wystylizowaną możesz sobie odczytać, wydrukowano ją bowiem wkrótce potem. Przy téj sposobności nie szczędziła publiczność grosza kwestującym paniom. Zebrało się tyle, iż, po opłaceniu kosztów uroczystości, pozostało kilka set talarów. Ponieważ te pieniądze złożono na cześć Mickiewicza, przeto postanowili Matecki i jego koledzy użyć ich tylko w tym celu, i tak powzięli zamiar wystawienia pomnika, którą to myśl publiczność z zapałem przyjęła. Rozmaite robiono plany; marzono o śpiżu, o białym marmurze; umieszczano go na Starym Rynku, na Teatralnym placu, przed katedrą; ale, jak się zwykle dzieje w takich okolicznościach, gdzie fantazya puszcza sobie wodze, obliczano rzecz bez go-