Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

w obeności Oleszczyńskiego i licznego tłumu ludzi, lecz bez wszelkich uroczystości. O całéj téj sprawie posągowéj, jeśliś dokładniejszych szczegółów ciekaw, możesz się dowiedzieć, panie Ludwiku, z broszurki przed kilku laty napisanéj przez Klemensa Kanteckiego; ja ci powiedziałem tylko to, co sobie przypomnieć mógłem. — O posągu zaś, jako o dziele sztuki, prawić tutaj do rzeczy nie należy; masz oczy i sam go ocenić potrafisz, ale to zaręczyć ci mogę, że twarz bardzo do oryginału podobna i wiernie jego rysy oddaje, bo na Mickiewicza żywego wiele, wiele razy patrzałem, krócéj i dłużéj. Artystę, który posąg zrobił, znałem osobiście kilkanaście lat przedtem, nim tu do nas przybył. Zszedłem się z nim pierwszy raz u jego brata Aleksandra, znakomitego rytownika, którego kilkakrotnie odwiedziłem w Paryżu, gdzie już był od dawna osiadły. Widziałeś może kiedy bardzo u nas dawniéj rozpowszechniony miedzioryt, przedstawiający nagiego człowieka piłującego czworograniaty kawał drzewa, na którem klęczy jednem kolanem; otóż tem wybornie wykończonem studyum akademickiem uzyskał Aleksander Oleszczyński nagrodę w akademii petersburgskiéj i bodajnie stypendyum do Paryża, z którego zresztą do kraju, ile wiem, już nigdy nie wrócił. W szkołach jeszcze będąc, dostałem ów miedzioryt od ojca, zaopatrzony odpowiednią sentencyą moralną, zachęcającą do pracy, i to głównie sprawiło, że mi pan Aleksander utkwił w pamięci i że w czasie mego pobytu nad brzegami Sekwany, przypomniawszy sobie tę étude académique, puściłem się pewnego dnia do tego, który ją zrobił. Mieszkał nawet niedaleko odemnie, w starem mieście, na trzeciem piętrze bardzo niepozornego domu. Gdy zapukałem do drzwi, otworzyła mi wysoka, dość gruba, mało powabna jejmość i wprowadziła mnie do dużego, ale bardzo