przypominam, prawie nic nie robił; do warsztatu Raucha, do którego się był zapisał, nie chodził, żył sobie z dnia na dzień, narzekając czasami na niezdrowie i gawędząc najchętniéj o medycynie z Scherblem i Wyszogórskim, późniejszymi lekarzami, z którymi się najbardziéj przyjaźnił. Z robót, które w Berlinie wykonał, widziałem tylko kilka medalionów i dość dużą, bardzo piękną płaskorzeźbę mającą przyozdobić nagrobek starszego brata. Był na niéj, ile jeszcze pamiętam, młody rycerz w głębokim smutku pogrążony, którego pocieszał duch ojczyzny w postaci niewiasty wskazującéj na niebo. Trzydziestego dziewiątego, czy czterdziestego roku, wyniósł się Sosnowski z Berlina, nie pożegnawszy się z nami i wrócił do kraju; wiele zaś lat późniéj dowiedziałem się, że osiadł w Rzymie, urządził tam sobie pracownię i między snycerzami zajmuje dość pokaźne miejsce. W Rzymie do roboty się nie lenił; pracował dla obcych i dla współrodaków, a nie jedna rzeźba pamięć jego i nazwisko w kraju uwieczni. W katedrze naszéj widziałeś zapewne, panie Ludwiku, dwa posągi apostołów Piotra i Pawła, stojące w nawie i zrobione na obstalunek ks. arcybiskupa Przyłuskiego, w kaplicy zaś św. Stanisława Kostki, pomnik ks. Koźmiana. Sosnowski jako stary kawaler umarł niedawno temu w Rzymie, ostatni podobno z podolskich Sosnowskich, a dobra po nim zabrali agnaci. Znalazłszy niespodzianie wiadomość o śmierci jego w „Dzienniku“, szczerze mu życząc szczęścia wiecznego, przypomniałem sobie jak nieraz naśmialiśmy się i nażartowali z nim w Berlinie, szczególnie pewnego dnia gdy, wracając z poczty, przyszedł do mnie zafrasowany i obarczony wysokim i ciężkim workiem pieniędzy. Po jego rozwiązaniu, wysypały się rublówki i inne srebrne monety, ale przytem mnóstwo wielkich i małych kopiejek miedzianych. Otóż zapewne
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/31
Ta strona została skorygowana.