Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

jak mówił, stało się tak, iż ojciec, odebrawszy proźbę jego o pieniądze, polecił ekonomowi, aby przesyłkę do panicza załatwił. Ekonom naładował kilka wozów pszenicą lub innym produktem, zawiózł do pobliskiego miasteczka, sprzedał żydowi i pieniądze, tak jak wziął, wsypawszy we worek, zapieczętował, zaniósł na pocztę i wysłał do Berlina, a za tę naiwność patryarchalną Sosnowski grubo zapłacić musiał.
Teraz zaś panie Ludwiku, wracając do tego, co rzekłem, że wiele razy patrzałem się na żywego Mickiewicza, opowiem ci w krótkich słowach jak to było. Przyjechałem do Paryża krótko po Wielkanocy czterdziestego drugiego roku, a mając adres Michała Sokolnickiego, mego znajomego z Poznania, który, nawiasem mówiąc, ośm czy dziewięć lat temu jako kolonista w Algieryi umarł, udałem się niebawem do niego i znalazłem szczęśliwie mieszkanie dla siebie w tym samym domu, Passage Dauphine, Hôtel de Brésil. Mieszkał w nim drugi Polak z naszych stron, nieznany mi jeszcze, doktór Siegfrid, lekarz, który po kilkoletniéj praktyce w Kościanie, zebrawszy mały kapitalik, przybył parę miesięcy przedtem do Paryża, aby, zwiedzając tamtejsze kliniki, wydoskonalić się w swéj sztuce. Rodowodów jego i poprzednich dziejów nie znam, wiem tylko, że wojował także trzydziestego pierwszego roku, a potem naukę lekarską ukończył w Wrocławiu. Był to wtenczas kawaler trzydziesto-kilko-letni, wysoki, przystojny, ale w pięknéj mocno brodatéj i wąsiatéj twarzy miał coś bardzo smutnego. Zapalony demokrata, nie z teoryi politycznéj, lecz z dobroci serca i współczucia z biedą, ceniony był, jak mi późniéj mówił następca jego Palicki, powszechnie w mieście i okolicy dla szczerości swojéj w słowie, uczynkach i dla troskliwości, z którą zajmował się ubóztwem. Mieszkałem z nim przeszło pięć kwartałów na téj saméj