Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

sieni i mogę poświadczyć, iż żarliwość patryotyczna i tkliwość uczuć do niezwykłéj u niego dochodziły miary i mąciły mu często jasne zapatrywanie się na rzeczy i ludzi.
Nazajutrz zaraz po moim przyjeździe miałem sposobność widzenia mnóstwa osób z emigracyi na pogrzebie jenerała Kniaziewicza. Ulicę przed domem żałobnym, do którego docisnąć się było trudno, zapchaną znalazłem ludźmi różnych stanów; obok mnie stało kilkunastu w bluzach, którym jakiś mądrala oznaczał i nazywał pociesznie jenerałów i wyższych oficerów francuzkich i polskich w mundurach, w miarę jak przychodzili; ale gdy nadszedł pan Karski, z Księstwa przybyły, w żupanie, kontuszu i konfederatce, przy karabeli, zamilkł i zastanowił się ów mądry na ten widok niespodziany, lecz wkrótce, nie tracąc fantazyi, wykrzyknął: „eh bien, c’est le grand prêtre polonais!“ To tak nawiasem, panie Ludwiku, a teraz wracając do Mickiewicza, widziałem go pierwszy raz, dzień po owym pogrzebie, w jego własnem mieszkaniu. O Towiańskim w kraju tyle tylko słyszałem, że to jakiś Litwin, który, pojawiwszy się w Paryżu, żonę Mickiewicza będącą już w zakładzie umysłowo-chorych, przemówieniem swojem cudownie uzdrowił. Sokolnicki i Siegfrid też wiele więcéj nie wiedzieli, lecz mówili mi, że Towiański występuje jako prorok, czyli reformator i ma mieć wykład, a raczéj kazanie u Mickiewicza, na które wezwani są wszyscy współrodacy. Nie zdziwisz się, iż nas ciekawość wzięła i poszliśmy pięciu razem, my trzéj Poznańczycy, Kunaszowski Galicyanin i Kalinkowski z Królestwa, około jedenastéj z rana, dzień po pogrzebie Kniaziewicza, na rue-d’Amsterdam, zdaje mi się, pod numer czterdziesty czwarty, gdzie Mickiewicz mieszkał. Już w tem jego mieszkaniu upatrywali późniéj Towiańszczycy