minęło, ale znajdziesz prawie dosłownie całą ową przemowę oddrukowaną na osobnym arkuszu kilka lat późniéj w Paryżu. Były to, ile pamiętam, jakieś dziwne fantazye religijne, filozoficzne, historyczne o nieustannem i bezpośredniem działaniu Boga na świat, o kolumnach białych i czarnych duchów, które, ciążąc niewidzialnie na ludziach, ciągną ich bezwiednie do dobrego lub złego i które modlitwą zbliżać do siebie lub oddalać trzeba; daléj o przeznaczeniu narodu żydowskiego, francuzkiego i polskiego, które zbawić mają ludzkość i doprowadzić ją do jedności i doskonałości w wierze i duchu. Szczególnie naród polski, który najwięcéj wycierpiał, będzie owym wybranym i przodownikiem, jeśli pójdzie za głosem mistrza, którego Bóg zesłał, aby go rozbudzić i poprowadzić drogą przeznaczeń. Te, ile pamiętam, główne myśli, tonęły w nawale niejasnych, mistycznych, poetycznych i zagmatwanych sentencyi i obrazów; dość, iż przy końcu byłem tem wszystkiem jak oszołomoniony i nie wiedziałem właściwie co to znaczy, zwłaszcza że koło mnie dziwne działy się rzeczy. Mickiewicz, który tuż przy mistrzu, jak go potem nazywano, stał wyprężony z założonemi na tył rękoma, głową do góry podniesioną, wzdychał głęboko i głośno; większa część przytomnych była przejętą silnem wzruszeniem lub zapałem; doktor Bońkowski płakał jak dziecko, Kołysko, wielki pan litewski i jeden z dawniejszych lwów warszawskich, zemdlał zupełnie, a wreszcie pani Mickiewiczowa i panna Dejbel padły do nóg Towiańskiego, jęcząc i łzami zalane. Gdy wyszedłem potem z czterema moimi towarzyszami na ulice, patrzeliśmy długo na siebie milcząc i pamiętam jak dziś, że pierwszy powiedziałem do Sokolnickiego: „Ja tego wszystkiego zgoła nie pojmuję, możem za głupi!“ „I ja tak samo,“ odpowiedział; trzéj inni nic nie mówili.
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/35
Ta strona została skorygowana.