Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

kilku latach żonę młodą i bardzo ładną, wychowaną, jak widać było z pozoru i stroju, w wyższem towarzystwie niemieckiem. Rosenstielowie mieli obadwaj ton i wzięcie świadomych wartości swéj oficerów, a człowiek zaczynał się w ich przekonaniu od podpułkownika lub radzcy rejencyjnego, tak mi przynajmniéj Niemiec jeden powiadał, który miał sposobność zbliżania się do nich. Teraz, jak wiesz, drukarnia jest od dawna w innem ręku, bo młoda para poprzednich właścicieli, sprzykrzywszy sobie małomiejskie życie i przemysłowe stosunki, sprzedała ją i wyniosła się gdzieś tam na wieś.
Chodniki przy drukarni znacznie są nad ulicę wzniesione, jak widzisz, panie Ludwiku, łatwo się ztąd domyślić, że musiała tu zajść jakaś zmiana. Otóż dawniéj była tutaj góra Świętomarcińska wiele wyższą, nawet wznosiła się ponad teraźniejsze chodniki, tak iż fundamentów drukarni widać, jak teraz, nie było, a do kościoła nie wchodziło się po tylu schodach; skutkiem czego miała spadek na dół daleko bardziéj stromy i nagły. Wjazd, a szczególnie zjazd niemały sprawiał kłopot koniom i woźnicom, a zimą, na ubitym śniegu lub gołoledzi bywał częstokroć niebezpieczny. Nakoniec, około piędziesiątego szóstego roku, policya spowodowała magistrat do zaradzenia téj niedogodności. Skopano zatem mnogo ziemi, piasku i kamieni, wyrugowano niemało nieboszczyków, bo tu za dawnych czasów był cmentarz, a podobno w ostatniéj wojnie szwedzkiéj, przy napaści na mury miasta u bramy wrocławskiéj, niejeden także ze szturmujących kości swoje na owéj górce zostawił. Skopywanie to, które dość długo trwało, przypomina mi osobistość przez lat kilka bardzo znaną i popularną w naszem mieście. Był nią komisarz policyjny Rose, który nad całą tą robotą miał dozór i porządku pilnował. Widywano go przedtem często na ulicach, przechadzkach lub