Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/66

Ta strona została przepisana.

względna w pożyciu i sprawach urzędowych, rzetelna prawdziwość w każdem słowie i dobroć serca znane były wszystkim, nawet maluczkim, z którymi ciągle miał do czynienia, a wykształceniem, rutyną towarzyską, przeszłością i zasługą wojskową, częstokroć oryginalnością wyrażeń i wzięcia, zyskał sobie wielką popularność w kołach obywatelskich, z któremi łączyły go ścisłe i codzienne niemal stosunki; dzisiaj jeszcze powiedzą ci tam starzy ludzie niejednę legendę o landracie Bukowieckim.
Usposobienie jego wybuchowe z natury, powiększone jeszcze przebytemi w kampanii rosyjskiéj cierpieniami, objawiało się nieraz nietylko w domu, ale i w towarzystwach nagle i niespodzianie; mogła je podraźnić lada błacha przyczyna, niedostrzeżona przez innych, a wtenczas pan landrat wpadał w gniew gwałtowny, podnosił głos do najwyższéj skali i wyrazów z słownika nie dobierał. Wszakże nikt się tem nie obrażał i nikt mu za złe nie miał jego impetów, ani nawet panie; wszyscy wiedzieli, że to mimowolne; trwało to zresztą krótko i niebawem wracał pan landrat do zwykłego spokoju w mowie i ruchach, jak gdyby nic nie zaszło. W chwilach jakiegokolwiek afektu odzywał się zwykle po niemiecku, co zresztą także u kilku innych kalwinów naszych dostrzegłem, którzy wychowanie początkowe i religijne zwykle u niemieckich pastorów pobierali. Przypominam sobie naprzykład, że piędziesiątego drugiego roku przybiegłem do niego pewnego rana, słysząc, iż w nocy zapadł niebezpiecznie na cholerę. Gdy wszedłem do pokoju, wydobywano go właśnie z kąpieli i spostrzegłszy mnie zawołał: „Siehst du, nun bin ich zur grossen Reise abgewaschen!“
W życiu nadzwyczaj skromny i wstrzemięźliwy miał tylko jednę słabość; otóż namiętnie lubił wista. Innéj