Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/67

Ta strona została przepisana.

gry nie tykał nigdy, ale bez wista obyć się nie mógł. Dnie i wieczory był w stanie siedzieć przy stoliku, obojętny na to, co naokół się działo i przypominam sobie, iż raz, właśnie w tym domu, usadowiwszy się z panem Stanisławem Kolanowskim około wieczora we dwójkę, ciągnęli robry aż do jasnego dnia nazajutrz, dopóki pan Kolanowski nie zemdlał ze zmęczenia.
W czynnościach urzędowych niezwykle sumienny i prędki, bo nawet na prywatne listy odpisywał zwyczajnie zaraz po ich przeczytaniu i wózka do objazdów w powiecie latem i zimą nie szczędził, nie był jednak uniżonym służką przełożonéj władzy i oparł się wielokrotnie żądaniom, które za niesłuszne lub niemożebne uznał, domagając się natarczywie tego, co dla powiatu było potrzebne. Przytoczę ci naprzykład, panie Ludwiku, że, gdy mu pewnego razu w Bydgoszczy odmówiono jakiegoś koniecznego funduszu, pojechał do Berlina i zażądał u ministra posłuchania w téj sprawie. Pan minister, przez berychty uprzedzony, rzekł do wchodzącego, robiąc nieco kwaśną minę: „Wyraź się pan krótko, bo nie mam czasu, muszę wychodzić.“ Na to zawołał głośno Bukowiecki: „Excellenz, Geld, Geld, Geld!“ nie dodając słówka więcéj: „Rzeczywiście krótko się pan wyrażasz“, odparł śmiejąc się minister i na danie owego funduszu zezwolił. Nie dziw więc, iż, gdy Flottwel objął zarząd prowincyi, przyszło czasami do starć i nieporozumień, zwłaszcza że i jeden i drugi twardéj byli natury. Usunąć jednak pana landrata, do czego wielką miano ochotę, przeszkadzały pewne względy. Znany on był dobrze höchsten Ortes, jak mówią Niemcy, bo nieraz nadarzyła mu się sposobność przedstawienia się królowi i następcy tronu i dłuższych z nimi rozmów, gdy, przejeżdżając do Królewca, Gdańska lub Malborga, zatrzymywać się musieli w wyrzyskim powiecie dla prze-