Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/68

Ta strona została przepisana.

przęgów pocztowych; wiedziano, że szczególne łaski ma u następcy tronu i że, w razie danym, jego reklamacye nie byłyby bez skutku. Dla tego też landrat Bukowiecki na stanowisku urzędowem przetrwał naczelnego prezesa Flottwela i pożegnał się z powiatem wyrzyskim dopiero czterdziestego drugiego roku. Ostatnie lat czternaście, wypoczywając po długich trudach życia, spędził major Bukowiecki częścią w Poznaniu, częścią w Gorońsku pod Bledzewem; tę wieś bowiem dostał w spadku po dalekim krewnym swoim Bogusławie Bukowieckim, i tam też umarł z tą samą spokojnością i swobodą humoru, które, mimo draźliwego usposobienia, w niebezpieczeństwach i trudnych przejściach zawsze okazywał, chociaż między ulotnemi myślami, które sobie raz po raz zapisywał po francuzku, znalazłem następującą bardzo prawdziwą: „Je suis étonné que Mr. N puisse se plaindre que dieu ait créé les hommes mortels. Eh, ne sait — il pas, ne sent — il pas qu’il n’y a que la crainte de la mort quinous fasse aimer la vie!
W tutejszem mieszkaniu państwa Bukowieckich był, tuż przy salce, niewielki pokój z osobnem wejściem. Ten pokój zajmowali krócéj i dłużéj, czterdziestego ósmego i dziewiątego roku, trzéj znakomici przedstawiciele naszego Parnasu, którzy ze strony gospodarstwa gościnne znaleźli przyjęcie: Juliusz Słowacki, Teofil Lenartowicz, Karól Baliński.
Słowacki przybył tu najpierw, w samym początku rozruchów czterdziestego ósmego. Znałem go już z Paryża i dwa razy się z nim widziałem w restauracyi klubu polskiego, gdzie mu moją osobistość pan Teodor Morawski przedstawił; lecz bliższéj styczności między nami nie było, ponieważ wkrótce potem gdzieś wyjechał, a późniéj porozumiewanie się z nim stało się trudne dla