Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/77

Ta strona została przepisana.

wszystkich kierunkach, była podstawą ładu i szczęścia domowego; obliczając się ściśle z możliwością, a zapominając o sobie, dbała bez przestanku, aż do najmniejszych szczegółów, o wykształcenie serca i umysłu swych dzieci i o zabezpieczenie ich przyszłości. W stosunkach towarzyskich odznaczała się otwartością i zamiłowaniem prawdy; bez ogródki i nieraz ucinkowo zwykła była wypowiadać to co myślała i dla tego cenili ją tem bardziéj wszyscy bliżsi znajomi, wiedząc, że co mówi, pochodzi zawsze z szczerego przekonania i najlepszych chęci. Umarła w tym domu, przed mężem, który był znacznie starszy; do ostatnich niemal miesięcy nikt nie mógł ani się domyślić, że od lat kilku znosi cierpienia coraz silniéj rozwijającéj się choroby; takim spokojem umiała to pokryć nawet przed najbliższymi i do końca samego, wypełniając wszystkie swoje czynności i obowiązki, zachowała zwykłą moc duszy.
Ale czas nam już teraz, panie Ludwiku, rozstać się z Piekarami; nic ci o nich więcéj powiedzieć nie mogę; wróćmy więc na św. Marcin, chociaż dalszy ciąg i téj ulicy, od Piekar w górę, teraz zupełnie nowy, mało co mi z dawniejszych i późniejszych czasów przypomina. Przed rokiem trzydziestym jeszcze, idąc tu ztąd ku Berlińskiéj bramie, widziałeś na prawo i na lewo po większéj części niskie domki drewniane lub z pruskiego muru, szkudłami pokryte, szczytem zwrócone ku ulicy. Znaczna liczba między niemi miała dachy wystające na chodnik, wsparte drewnianemi słupami i po dwa małe okienka z obydwóch stron drzwi. Koponki z bułkami, jajami lub owocem, kosze perek lub jarzyn i pilnujące ich waspanie z potomstwem swojem utrudniały nieraz przejście przez owe galerye. Tu i owdzie spotkałeś płotek, szopkę, stodółkę, a z niewielkich murowanych, bezpiętrowych budynków utkwiły mi w pamięci dwa, po