Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

rokim, piaszczystym, tu i owdzie wierzbami obsadzonym traktem, wiodącym jeszcze dwódziestego siódmego roku, do Berlina.
Dzieje zresztą nowych kamienic, zdobiących teraz górną część Św.-Marcińskiéj ulicy, są mi nieznane, ale jednę z nich wskazać ci muszę, bo się z nią łączy pamięć człowieka, który lat blisko czterdzieści zajmował w społeczeństwie naszem stanowisko polityczne, we wszystkich objawach narodowego życia niezwykle się odznaczył i którego nazwisko rozgłośne było nie tylko w Wielkiem Księstwie, lecz w całéj Polsce. Kończyłeś właśnie szkoły, widziałeś więc zapewne, co się działo osiemdziesiątego piątego roku, w niedzielę 22 marca, przed tą kamienicą tutaj, numerem l5 oznaczoną. Wyniesiono z niéj Władysława Niegolewskiego na miejsce ostatniego spoczynku. Prócz pogrzebu Marcinkowskiego nie pamiętam tak wspaniałéj w mieście naszem uroczystości żałobnéj, takiego natłoku różnolitego ludu. Pożegnało tam Niegolewskiego w mieszkaniu serdecznem słowem kilku, pomiędzy nimi najstarszy jego kolega parlamentarny, jeszcze z roku czterdziestego ósmego, Ignacy Łyskowski. Trumnę ponieśli na barkach swoich obywatele daleko na trakt wrocławski; przed nią szedł liczny zastęp duchowieństwa i szły wszystkie nasze cechy i stowarzyszenia z chorągwiami; wieńców od różnych miast, korporacyi i przyjaciół było bez liku, a za trumną i rodziną zmarłego postępowały tysiące, które Św.-Marcińska ulica w całéj swéj długości ledwo pomieścić mogła. I nie dziw, bo od dawna już był dla naszego ogółu Władysław Niegolewski poniekąd uosobieniem owéj ciężkiéj a wytrwałéj i odważnéj walki pierwiastku polskiego z gnębiącemi go tutaj żywiołami.
Nie będziesz naturalnie wymagał, panie Ludwiku, abym ci podał wyczerpujący życiorys, albo odważył się