Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

na szczegółowy wykład i ocenianie czynności i postępków politycznych Niegolewskiego; nie moje to zadanie; zresztą tak przy sposobności przechadzek i czas do tego za krótki i miejsce niedogodne. Nie masz mnie uważać za historyka, mniéj jeszcze za apologetę, już ci to kilka razy mówiłem; otóż powtarzam znowu, iż chodząc z tobą i rozprawiając, ograniczam się tylko na wynurzaniu ci wrażeń i wspomnień rozbudzonych we mnie widokiem ulic i domów, jako też myślą o znanych mi osobach, które je dawniéj ożywiały. Powiem ci więc też to i owo o naszym Niegoli, jak go tam między przyjaciołmi nazywano, bo, chociaż nie często widywaliśmy się z sobą i nie na wszystko byłbym się z nim zgodził, byliśmy zawsze w jak najlepszéj komitywie, a pamięć o nim i wdzięczność za to, co pragnął i czynił dla ogółu, powinna między nami pozostać, zwłaszcza iż od kolebki niemal aż do końca zawodu myślą przewodnią i zadaniem jego życia było kochać ojczyznę i bronić jéj bezwzględnie.
Poznałem się z nim bliżéj dopiero czterdziestego piątego roku, gdy wrócił z uniwersytetu; widywałem go jednak, gdy jeszcze do szkół chodził i wiedziałem, że ten ładny i wesoły blondynek, z gęstą czupryną, który jest synkiem pułkownika Niegolewskiego, mając lat jedenaście ledwo, drapnął trzydziestego pierwszego roku z kilku rówiennikami ze szkoły na wojaczkę, i że go pan Kolanowski, u którego mieszkał, gdzieś tam w Środzie pochwycił. Do takich wycieczek i innych rozmaitości mały kawaler miał więcéj chęci niż do nauki; szło więc z początku w szkołach nieświetnie i dla tego, aby usunąć go z pod wpływu podobnych koleżków, gdy nastąpił podział starego gimnazyum, oddał go ojciec do Fryderykowskiego, gdzie, pod ściślejszy dostawszy się rygor i powodowany ambicyą wyrównania Niemcom, zaczął się