Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

mowa, którą poparł, siedemdziesiątego piątego roku, wniosek prezesa Władysława Taczanowskiego, będący poniekąd ponowieniem owego wniosku z sześćdziesiątego pierwszego i domagający się, aby przysługujące nam, na podstawie traktatów, prawa pod względem narodowości, a szczególnie języka, zachowane były. Wymierzony głównie przeciw zabójczym dla nas rozporządzeniom szkolnym, dał ów wniosek Niegolewskiemu sposobność do wykazania niezbitemi dowodami, że system wytępiania języka narodowego prowadzi w szkolnictwie do ogłupienia, a w rzeczach religijnych do zdziczenia. Przemówienia jego odnośne rozeszły się w tysiącach egzemplarzy po różnych częściach kraju. Ostatnie wreszcie, ile wiem, jego odezwanie się w parlamencie dnia 12 lipca siedemdziesiątego dziewiątego roku, z powodu ustawy dotyczącéj taryfy celnéj, było znów gorliwem upomnieniem się o prawa, które, na mocy traktatów wiedeńskich, w stosunkach handlowych przysługują narodowości polskiéj. Bezpośrednią swoją polityczną czynność zakończył biorąc przeważny udział w sprawie niemałego znaczenia. Gdy bowiem, podczas ostatniéj wojny wschodniéj, niektórzy politycy angielscy, aby Turcyą ocalić, powzięli myśl zrobienia dywersyi na tyłach armii rosyjskiéj przez powstanie w Polsce, zjechało się z tego powodu kilka wybitniejszych osobistości z różnych stron kraju naszego do Wiednia. Znalazł się tam, między innymi, wraz z Władysławem Wierzbińskim, także Niegolewski i przyczynił się najwięcej do przekonania entuzyastów, iż byłoby szaleństwem wyciągać kasztany z ognia dla Anglików, którzyby nas potem najniezawodniéj w żarzącym popiele zostawili. Wszakże następnego roku nie omieszkał podążyć do Berlina, gdzie, po skończonéj wojnie, kongres stanowił o losach wschodu i wraz z Janem Dobrzańskim wywiązał się