Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/98

Ta strona została przepisana.

wtarzam, byłem z Niegolewskim zawsze w przyjacielskim stosunku, a z tego, co o nim już powiedziałem, widzisz, że jak najzupełniéj uznaję przymioty jego i zasługi; ale nikt na świecie nie jest skończoną i nieomylną we wszystkiem doskonałością. Pan Władysław miał także swoje słabości, jak każdy z nas śmiertelników, a między niemi ulegał czasem jednéj, szlachcie polskiéj właściwéj i w przeszłych dziejach naszych wybitnie występującéj, to jest owemu Ego, jak mi ją nazwał stary Wacław Maciejowski, będąc kiedyś u mnie w Poznaniu. W publicznem działaniu Niegolewskiego występowało to Ego nieraz wyraźnie, mianowicie w ostatnich latach, przytem objawiało się częstokroć owo przekonanie, że niezgodne z nim widzenie rzeczy innych jest dla niego ujmą; ztąd też draźliwym się stawał na opór lub przeciwne zdania i karcił je z góry. Tę drażliwość uznawało wielu za słuszną, na doświadczeniu jego politycznem i zasługach uzasadnioną; niejeden umiał ją wyzyskać, lecz wielu ona także do niego zniechęciła i do przeciwnego obozu ściągnęła; ponieważ zaś z różnicą zdań wzrastały z obydwóch stron upór i rozgoryczenie, przeto stanowisko polityczne stało się w końcu dla Niegolewskiego przykrem.
Do wybuchu głośnego przyszło, gdy osiemdziesiątego czwartego roku, przy wyborach do parlamentu niemieckiego, tak komitet obwodu poznańskiego, jak i komitet centralny postawiły kandydaturę Stefana Cegielskiego. Było i jest uświęconym zwyczajem poddawać się bezwarunkowo uchwałom władz przez nas samych w tym celu obranych; czemu tak jest, nad tem rozwodzić się nie potrzeba; tymczasem dość znaczna liczba wyborców, przeszło tysiąc, ile pamiętam, oświadczyła się przeciw komitetowym rozporządzeniom i za wyborem Niegolewskiego, na wezwanie „Gońca Wielkopolskiego“, z którym tenże od lat kilku w bliższych był stosunkach.