Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/104

Ta strona została przepisana.

tkaliśmy się znowu; i on i ja przez cały szereg lat przebywaliśmy, zdaleka od siebie, rozmaite losu koleje. Roku czterdziestego trzeciego pamiętał o mnie i przysłał mi swoją dysertacyę doktorską: De ramis in finitis curvarum algebraicarum ordinis quarti; było to niestety dla mnie, nie powiem du grec, ale de l’hébreux; ucieszyłem się jednak szczerze z tego, że przypomniał sobie dawnego amicusa i że obszerna jego rozprawa, na wielkiem in quarto drukowana, ocenioną została przez fakultet przez znawców summa cum laude. Po doktoracie złożył zaraz swój popis rządowy i, uzyskawszy we wszystkich przedmiotach, do których się podał, stopień klas wyższych, posłany został niebawem do gimnazyum leszczyńskiego, gdzie stary już matematyk, profesor Putiatycki, potrzebował świeżéj siły koło siebie. Tam w Lesznie przebył nasz doktor dwa lata i od samego początku zawodu zdolnością naukową i biegłością pedagogiczną zwrócił na się uwagę władz szkolnych, a pozyskał przychylność uczniów i publiczności pełnem taktu i przyjacielskiem obejściem, ale przecierpiał także nie mało, poniósłszy w owym czasie dwie ciężkie straty. Jego ojciec, jeszcze w sile wieku, umarł nagle na wsi, w Lisówkach, przyjechawszy w odwiedziny do dobrego znajomego, Florentego Neymana, a niedługo potem umarła mu młodziutka żona. Ożenił się był bowiem w Berlinie z panienką, któréj niewysoką i wysmukłą figurkę, jasno-blond włosy i ładną twarzyczkę pamiętam, bo ją kilka razy widziałem w ostatnim roku moich czasów studenckich. Nieżal więc było Milewskiemu pożegnać się z Lesznem, gdzie zresztą, wyjąwszy kolegę uniwersytetskiego Antoniego Szymańskiego i księdza Tyca, mało z kim w bliższe wszedł stosunki, gdy go wezwano czterdziestego piątego roku do Ostrowa, aby przy nowo-