późniéj do Berlina, aby odbyć swoje studya uniwersyteckie. Nie szło i tam po lodzie, bo nieraz musiał się kurczyć i parać z fortuną, ale nigdy o tem nie mówił i fantazyi nie tracił; żył po spartańsku i biedolił się nad swoją matematyką, która nie zdawała się być dla niego zbyt miękką potrawą. Przepędziliśmy razem z półtora roku w Berlinie i pamiętam, żeśmy go tam wszyscy polubili od razu; chociaż nad nami młodszymi nadawał sobie częstokroć powagę mentora, nie szczędził nam obcesowych morałów, nikt mu jednak nie brał za złe jego werydycznych wybuchów i żołniersko-szorstkich wyrażeń, bo widać było, że sam dla siebie jest niemal ascetą i że w chęciach jego i zamiarach góruje zawsze niezmienna prawość, a przedewszystkiem gorący patryotyzm. Dla tego też potem uczniowie, poznawszy niebawem wartość człowieka, mieli dlań szacunek i szczere przywiązanie, mimo chwilowych jego wybryków, zwłaszcza iż, strofując lenistwo i nieporządki, ujmował ich sobie przyjacielskiem, a nieraz wesołem obejściem.
Egzamina swoje odbył w Berlinie, gdzie go, odchodząc w końcu czterdziestego roku, jeszcze zostawiłem, rok próby w Poznaniu; późniéj zaś, jako nauczyciel pomocniczy, czas niejaki zatrudniony był przy gimnazyum w Ostrowie, zkąd go, latem pięćdziesiątego trzeciego roku, razem z Szostakowskim do Trzemeszna przeniesiono. Dziesięć lat spełna przeżył tam sobie Sikorski, ochoczo i sumiennie odbywał swoje obowiązki, w najlepszéj zgodzie z przełożonymi, radzcą Brettnerem i dyrektorem Milewskim, z którym się już na uniwersytecie zaprzyjaźnił, niemniéj z publicznością miejską i okoliczną, a gdy nastąpiła owa katastrofa trzemeszeńska, wrócił do Poznania, gdzie przy gimnazyum Maryi Magdaleny odpowiednie stanowisko uzyskał. Wtedy to, po osiemnastu latach przerwy, mogliśmy dawną naszą zażyłość i przy-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/11
Ta strona została przepisana.