Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/118

Ta strona została przepisana.

kto jest ów „Monsieur“, „Madame“, „Mademoiselle“, których autor w téj lub owéj zaczepce miał na myśli; czytałem i ja, ale przyznam się szczerze, iż genialności niewiele dostrzedz mógłem. Większa część pomysłów jest raczéj dziwaczną niż dowcipną, widać więcéj wysiłku niż skutku; niejedno dictum niezręczne, niejedno całkiem niezrozumiałe, o ortografii zaś i korekcie słów tracić niebędę. Chciała zrobić wrażenie panna Dziubińska, lecz spaliło się na panewce, a co się późniéj z tą panną stało, tego ci powiedzieć nieumiem, bo opuściwszy Poznań w połowie czterdziestego pierwszego roku, gdy po dwóch latach potem wróciłem, niezdarzyło mi się już ani jéj widzieć, ani cośkolwiek o niéj słyszeć.
Gdy Wassali cukiernię swoję wyniósł, lat kilka przed piędziesiątym, zajął jego miejsce niejakiś Klug, który usadowił tutaj handel i fabrykę noży, scyzoryków i rozmaitych innych przyrządów metalowych. Nieraz u niego kupiłem com potrzebował i był ów pan Klug individuum pokaźne i dość znane w naszem mieście, dla tego ci też o nim wspominam. Wysoki, barczysty, z poważną zawsze fizyonomią, Niemiec rodem, lecz mówiący po polsku jak Polak, towary miał bardzo dobre i umiał chodzić koło siebie; to też z pomocą równie wysokiéj i statecznie wyglądającéj żony, która mu bardzo biegle w handlu pomagała, od małego zacząwszy, przyszedł do fortunki i tę kamieniczkę nabył. Czyją ona teraz, po jego śmierci, własnością, nie wiem, zresztą rzecz dla nas obojętna, panie Ludwiku, przejdziemy więc daléj.
Z tych kilku starych bardzo domów, które po za Kozią uliczką do rynku sięgają, jeden mi tylko pozostał w pamięci, numerem sześćdziesiątym obecnie naznaczony. Świetnie on nie wygląda, a dawniéj jeszcze był bardziéj zaniedbanym i brudnym, gdy częstokroć jako tercyaner i sekundaner, trzydziestego drugiego i trzeciego roku