Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/123

Ta strona została przepisana.

wszystkiem dyskutować i filozofować. Nie wiem czemu, ale Polacy przypadli mu, jak to mówią, do gustu i dopóki zostawałem w Berlinie, kolegował prawie tylko z kilkoma z nas i ze Schwarzbachem; a chociaż rodzina jego liczyła się do znakomitszéj szlachty pomorskiéj, nie miał pod tym względem najmniejszéj zarozumiałości, ani się też zbytnio szczycił ojcem swoim jenerałem. Ów stary, pozasłużbowy jenerał, którego kilka razy widziałem odwiedzając syna, był znaną na dworze i w wojsku pruskiem osobistością. Odznaczył on się niepospolicie w wojnach przeciw Francnzom nadzwyczajną odwagą, jako oficer jazdy i jako ulubiony adjutant Blüchera; dawano mu częstokroć niebezpieczne polecenia, licząc na jego nieustraszoną fantazyę. Nie straszyły go kule, ani pałasze, lecz, dziwnym sposobem, w skutek jakiegoś szczególnego nastroju nerwów, przejmował go strach nieprzezwyciężony na widok dwóch całkiem niewinnych przedmiotów. Gdy kot znajdował się w jego bliskości, dostawał nasz jenerał kurczów, krzywił się i krztusił, nie wiedział jak sobie dać radę; toż samo działo się z nim na widok naparstka. Rzecz to była znana, a królowa Ludwika, jak mi to syn jego powiadał, posłyszawszy o niéj, chciała się przekonać, czy prawda co mówią o tak odważnym oficerze. Gdy więc pewnego razu przybył na zamek z raportem do króla, wezwała go do siebie i stanąwszy przy otwartym oknie, rozpoczęła z nim rozmowę, podczas któréj nieznacznie zdjęła z palca naparstek i położyła go przed siebie na deskę. Dzielny oficer, ujrzawszy go, zaczął w téj chwili drgać i dyszeć, lecz, nie tracąc przytomności, dał mu silnego szczutka, a naparstek wyleciał do ogrodu; poczem mogła, śmiejąc się, królowa spokojnie rozmowy swéj dokończyć.
Ale, wracając teraz do Schwarzbacha, panie Ludwiku, powiem ci, że udała mu się ta pierwsza próba