Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/136

Ta strona została przepisana.

jak, wygwizdawszy godzinę, wykrzykiwali krótką piosenkę polską, zaczynając: „Posłuchajcie gospodarze, już dziesiąta na zegarze!“ Późniéj zakazano im śpiewać; gwizdali tylko i krzyczeli godzinę po polsku. Po trzydziestym roku zwołano ich pewnego dnia na ratusz i uczono krzyczeć po niemiecku, co niektórym niezbyt gramatycznie wbiło się w głowę, bo nasz stróż na Wodnéj ulicy wrzeszczał zawsze: „Die Gluk hat zehn geschluger!“ Potem, skutkiem nowego rozkazu, wołać i gwizdać przestali, a zaczęli trąbić; teraz zaś, od dawnego czasu, zupełnie zamilkli.
Wracając do kamienicy, nie wiem kto był w peryodzie kasynowym jéj właścicielem, późniejszego zaś i wieloletniego znałem, chociaż niezbyt z bliska, ale mógłbym ci, gdybym był Matejką, wyrysować jeszcze rozjątrzoną fizyonomię i jastrzębie spojrzenie tego Izraelity, pana Jakobiego, który podobno na handlu wełną zarobił dość okrągłą fortunkę; mimo to sprawiał wrażenie na świat cały zagniewanego. Przypominam sobie, że spotkawszy mnie pewnego razu, zaczął wypytywać się o Hipolita Cegielskiego i dziwić, że mu handel wcale dobrze idzie, a gdy mu powiedziałem, iż tak być musiało, bo ma rozum po temu, zawołał z gniewem: „Eh, was Verstand! Glück hat er!“ — będąc zapewne z przekonania fatalistą. Zupełne inne usposobienie zdradzał, zaraz na pierwszy rzut oka, następny właściciel téj kamienicy, Mamroth, który ją po śmierci Jakobiego od jego spadkobierców nabył. Należał on do rodziny Mamrothów z dawna w Poznaniu osiadłéj, którą pamiętam w kilku egzemplarzach. Pierwotną jéj siedzibą był handel sukna na Starym Rynku, w bliskości dawniejszego domu Sypniewskich. Gdybyś był przed piędziesięciu laty tamtędy przechodził, byłbyś bardzo często ujrzał w pogodnéj porze dwie na krzesłach siedzące figury starych Mamrothów, protoplastów rodu i bliźniąt, jak mi