Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/149

Ta strona została przepisana.

kiedyś było tak gwarno, gdy cała rodzina zasiadła, zrobiło się znacznie ciszéj; z owéj dziesiątki bowiem pozostało tylko dwóch synów i dwie córki. Niedziw zatem, że, gdy pewnego razu spotkałem na ulicy pana Stanisława, któremu już od dawna siódmy krzyżyk był minął, znalazłem go mocno zmienionym. Śmierć żony, z którą tyie chwil jasnych za młodu, tyle dni ciemnych na starość w najprzykładniejszem spędził pożyciu, dla osłabionego już i schorzałego była ostatecznym wyrokiem. Nie przeżył jéj ani pięciu miesięcy i w połowie maja pięćdziesiątego szóstego roku wywieźliśmy go tu ztąd na miejsce, które sobie obrał będąc jeszcze w sile wieku.
Żałuję, panie Ludwiku, że ci tak lekki tylko dać mogłem zarys osobistości pana Stanisława Kolanowskiego, która ze wszech miar na zupełniejszy i udatniejszy obraz zasługuje, ale, jak to już kilkakrotnie mówiłem, nie będąc ani biografem, ani artystą, podaję ci co z własnego widzenia lub słyszenia sam wiem jeszcze o ludziach i rzeczach z czasów ubiegłych, jako tez wrażenia, które po nich zostały w starym moim mózgu.
W następującym domu narożnym mieszkał lat kilka, za kawalerskich czasów swoich, profesor Wannowski; przypominam to sobie dobrze, bo nieraz mu tutaj zeszyty odnosiłem; powtarzać ci jednak nie będę tego, co już dawniéj o nim powiedziałem, ale bardzo żałuję, że nie wiele tylko nadmienić mogę o tym, który czas krótki obok niego na tem samem piętrze rezydował. Przybył do Poznania trzydziestego trzeciego roku, krótko przed podziałem gimnazyów dr. Wojciech Łożyński, powołany do Św. Maryi Magdaleny. Urodzony w Chełmnie, odbył tamże i w Brunsbergu nauki szkolne, uniwersyteckie zaś w Królewcu i w Bonn, gdzie się doktoryzował, napisawszy rozprawę o perypatetyku smyrnejskim Hermippie i gdzie egzamina nauczycielskie i rok