leje i zmiany, ale od kilku z Prusaków naszych, którzy się pod jego ferułą wychowali, słyszałem, wypytując się o niego, że urzędowaniem swojem i całym przebiegiem życia zasługiwał sobie na rzetelny szacunek, którego mu z żadnéj strony nie odmawiano.
Za jego dyrektoratu było gimnazyum chełmińskie w kwitnącym stanie i wysłało w świat liczny zastęp uzdolnionéj młodzieży. Do ostatniéj chwili życia zachował Łożyński żywe i szczere uczucie patryotyczne, nie ukrywał się z niem przed młodzieżą polska, czynił nawet co mógł, żeby je w téj młodzieży rozbudzić i utrzymać, ale pod tym względem postępować sobie musiał roztropnie i ostrożnie, bo i z bliska i z daleka zwrócone nań były argusowe oczy, które, osobliwie od sześćdziesiątego trzeciego roku, nie byłyby prześlepiły żadnego grzechu; wiele jeszcze, iż jako Polakowi powiodło mu się z tak ważnego stanowiska zejść cało, gdy mu i wiek i siły wycieńczone pożegnać się z urzędem nakazały.
Miło mi, panie Ludwiku, że spowodował mnie widok tego domu do krótkiéj chociaż, ale z prawdą zgodnéj wzmianki o dyrektorze Łożyńskim, a ponieważ wszystkich innych ludzi tutaj niegdyś pod tym samym dachem koczujących nie znałem, przeto do drugiéj, naprzeciwko stojącéj kamieniczki narożnéj przejdziemy, któréj pierwsze piętro bardzo często, jako młody chłopiec, zwiedzałem, a na którą, przez wiele lat, panienki poznańskie niezbyt czule spoglądały. Nie wiem, czy znalazłbyś trzech, czterech ludzi w Poznaniu pamiętających mieszkańców owego pierwszego piętra przed trzydziestym trzecim rokiem; ja mógłbym ci ich wymalować, tak żywo ich postacie majaczą mi nieraz przed oczyma, gdy koło tego domu przechodzę. Otóż mieszkał tutaj bardzo długo, dawnemi czasy, Francuz de Trimail nazwiskiem, z żoną i synem. Z których stron pochodził i jakie tam szczegó-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/151
Ta strona została przepisana.