Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/160

Ta strona została przepisana.

biskupa Felińskiego, wstąpił do seminaryum duchownego. Niedługo tam jednak dosiedział; zaczęły się tworzyć oddziały, tu i owdzie krew się polała, zrzucił więc rewerendę, wpadł do Poznania po pozwolenie i błogosławieństwo rodziców; pożegnał się tutaj, jakby przeczuciem powodowany, ze znajomymi, nie zapomniawszy o mnie, i przyłączył się do partyi, którą doktor Okoniewski przez granicę przeprowadził. Wkrótce potem powiadano mi, że pod Dobrosołowem znalazł się biedaczek w mocnym ogniu i gdy się tam oddział Kaźmierza Mielęckiego cofać zaczął, zostało ich kilkunastu biegających i strzelających, żeby odwrót zasłonić i nacierającą rotę moskiewską wstrzymać. Między nimi jednym z najuporczywszych był Józef Poniński; zdawało się, że zginąć pragnie i zginął. Leży tam pod mogiłą razem z tymi, co poszli za jego przykładem. Możesz sobie wystawić boleść rodziców; liczył on lat niespełna dwadzieścia, pierwszy im się urodził i pierwszy ich opuścił.
Na stare lata, oddawszy Komorniki drugiemu synowi, którego szczęśliwie ożenił, osiadł pan Henryk tutaj w Poznaniu, gdzie, wraz z żoną, oddali się oboje wychowaniu małego wnuczka, z tem większą miłością i poświęceniem, że to była sierotka po zmarłéj córce, wątła bardzo i od natury nieco upośledzona. Rozczuliło mnie nieraz, gdy go spotkałem prowadzącego troskliwie za rękę tego chłopczyka, który z trudnością tylko chodził. Nie był to już ów pan Henryk z dawniejszych czasów, jak go pamiętałem, zwinny, pełen życia i ruchu w rozmowie, czasami porywczy i wybuchowy; wiek, przykre doświadczenia i kłopoty podziałały na niego, ale zachował do ostatniéj chwili tę łatwość, dworskość i życzliwość w obejściu, które znajomym bliższe z nim stosunki uprzyjemniały. Śmierć żony, przed czterema laty, zadała mu cios ostateczny, którego umysł jego i organizm