nieustanna o ład i porządek każdego zakątka i wrodzona poniekąd potrzeba ciągłego zajmowania się czemsiś. W obejściu towarzyskiem, umiejąc łączyć nieprzymusową powagę z przyjacielskiem usposobieniem, osobom zaufanym szczerze i otwarcie udzielała swych spostrzeżeń i myśli, a ponieważ i rozum jéj był trafny i wyobraźnia ożywiona, przeto rozmowa z nią musiała każdego zająć, dla nas zaś znajomych była zawsze pożądaną. Umarła temu lat cztery, prawie nagle, przybywszy na Boże Narodzenie w odwiedziny do syna; miłą nam do dziś dnia pamięć po niéj została, nie mogłem więc, wspomniawszy z powodu staréj prefektury o synu prefekta, przenieść na sobie, iżby ci o żonie tego syna choć kilku słów nie powiedzieć.
Gdy pruskie czasy nastały, był dom prefekturalny, aż do najnowszych czasów, siedliskiem zarządu poborowego, który dopiero przed kilku laty przeniósł się do pięknego budynku, tuż obok powiatowego sądu, na końcu Wilhelmowskiéj ulicy. O mieszkańcach jego i dziejach z téj peryody nic nie wiem; przypominam sobie tylko długoletniego naczelnika tego zarządu, którego figurka niska, szczupła, ciemnowłosa i poważna, znaną była w całem mieście. Należał on do zamożnéj rodziny Massenbachów, od dawna tam, pod Pniewami osiadłéj, odznaczającéj się w kołach protestanckich wzorową pobożnością i gotowością do dobrych uczynków. Téj tradycyi familijnéj pozostał wiernym, jak mi powiadano i bardzo był z tego powodu szanowanym między Niemcami. Spotykałem go nieraz na przechadzkach, idącego poważnie obok żony swojéj, także nie wysokiéj, ale tłuściutkiéj i dość ładnéj brunetki; poprzedzały ich zwykle, podobne do matki, dwie czy trzy skromniutkie córeczki, kroczące ze spuszczonemi oczyma.
Następna stara kamienica, na przeciwnym rogu Ko-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/162
Ta strona została przepisana.