Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/175

Ta strona została przepisana.

germański, w tak żarliwie niemiecko-żydowskiem mieście, z wybuchem kultury dał się uczuć dotkliwiéj; prócz tego zaś przy skromnych zasobach a rozmnożonem i dorastającem kółku familijnem, niejedne kłopoty i zmartwienia nękały, jak mi powiadano, poczciwego Adama w podeszłym jego wieku. Pracował jednak wytrwale aż do końca życia; pomimo smutków i cierpień moralnych, doszedłszy do lat siedemdziesięciu czterech, był jeszcze w urzędzie, i silić się musiała całe pół roku ciężka choroba, nim wytrwały jego organizm zniweczyła. Umarł w Sierpniu osiemdziesiątego szóstego, a z nim zeszedł ze świata tego, ile sobie przypominam, ostatni z amicusów, którzy zemną razem na sekstanerskich ławkach siedzieli.
Pozwolisz teraz, panie Ludwiku, że do tego, co ci o Feliksie Białoskórskim powiedziałem, dodam jeszcze słów parę o osobach, które, prócz wymienionych, były z nim w bardzo blizkim związku i do obrębu znanych mi należały. Do nich policzę najpierw jego żonę. Jako z panią Białoskórską nigdy się już z nią nie spotkałem, ale przedtem, będąc w szkołach, znałem tę panię pod innem nazwiskiem, zwłaszcza iż ją kilka razy u rodziców moich widziałem. Imienia już nie pamiętam, lecz była Sokolnicką z rodu, bratanką wiadomego ci już paua Tadeusza. Matka jéj, owdowiawszy, zamieszkała tutaj w Poznaniu, głównie dla wychowania dwojga dzieci, z których córka, nie wiele starsza od brata, znalazła niebawem męża w jednym z nauczycieli naszego gimnazyum, Bogumile Cichowiczu. Znaczna zachodziła między nimi różnica tak co do wieku, jak i pod niejednym innym względem; Cichowicz, który tu przyszedł dwódziestego ósmego roku, był w niższych klasach moim profesorem i przyjaźnił się z moim ojcem; ztąd mi też osobistość jego wyraźnie jeszcze tkwi w pamięci. Zkąd pochodził i jakie były jego początki, tego nie wiem, lecz