na uniwersytecie kolegował z Poplińskimi i z Marcinkowskim i późniéj jeszcze w ścisłych z nimi zostawał stosunkach. Wysokiego wzrostu, miał twarz podłużną, nos dość dłngi, cerę śniadą i całkiem czarne, lśniące włosy; można było myśleć, że z południowéj Europy pochodzi, lecz dalekim był od południowéj impetliwości; owszem, ile sobie przypomnieć mogę z tego com dostrzegł i słyszał o nim, jednał sobie wszędzie przyjaciół i życzliwych szczerą serdecznością swoją i należał do ludzi sentymentalnych, którzy na rzeczy tego świata z dobréj strony zapatrywać się zwykli. Uczniowie powszechnie go lubili, bo bardzo łagodnie się z nimi obchodził, rzadko się gniewał i często bywał wesoły; nazywali go zwykle Bluchowiczem, ponieważ podpis jego dla niezupełnego częstokroć C wyglądał na takie nazwisko. Chodził zawsze w bardzo długich surdutach, a głównym przedmiotem, który wykładał, była historya; uczył także różnych języków w niższych i średnich klasach. Pierwsza jego żona, Jachnikówna z domu, niska i pulchna brunetka, o oczach czarnych, nie długo uprzyjemniała mu życie; umarła w młodym wieku, zostawiając strapionemu mężowi dwoje czy troje małych dzieci. Lubo, ile mi wiadomo, bardzo był do niéj przywiązany, nie mogąc jednakże znieść zbyt długiego osamotnienia i czując coraz bardziéj potrzebę matki dla swoich sierót, ożenił się Cichowicz po raz drugi z ową panną Sokolnicką, o któréj ci wspomniałem, a któréj udatna postawa, miły wyraz twarzy i nieco zamglone oczy miały pewien powab w sobie. Wkrótce także kupił wioskę Krzyżowniki w pobliżu Poznania, która się stała podobno prawdziwym krzyżem dla niego, jakie zaś było drugie jego pożycie małżeńskie, tego ci nie powiem, panie Ludwiku, bo niedługo potem Poznań opuściłem, pamiętam tylko, że gdy przed odjazdem przyszedłem do państwa Cichowiczów,
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/176
Ta strona została przepisana.