Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/188

Ta strona została przepisana.

zyum, na egzaminie publicznym; dla tego figura jego jest mi jeszcze przytomną. Był to człowiek wtenczas już nie młody, dobrego wzrostu i otyły; na nizkim jego karku spoczywała duża głowa z krótką siwiejącą czupryną, z szeroką, jakby nabrzmiałą twarzą, któréj oczy spoglądały ponnro z pod gęstych brwi. Miłego w nim nic nie dostrzegłeś; robił wrażenie nieprzystępnego i zagniewanego; jakim zaś był w istocie, tego nie wiem, lecz nie przypominam sobie, iżbym kiedy posłyszał o nim wyraz zadowolenia lub pochwały. Zjawił on się po raz drugi w Poznaniu, bo, jak słyszałem, już za pierwszych pruskich czasów urzędował tutaj jako asesor kryminalny i wypuścił wtedy na świat broszurę niezbyt pochlebną, tyczącą się języka i literatury polskiéj, przeciw któréj Kaulfuss napisał ową wzmiankowaną rozprawę niemiecką o duchu języka i literatury naszéj. Otóż przypomniał sobie podobno tę okoliczność pan prezes, a ponieważ dobrodnsznym nie był, dla Polaków nieszczególne miał sympatye i dla zamiarów, z któremi do Poznania przybył, Kaulfussa za niedogodną uważał osobistość, przeto go usunął natychmiast, mit Knall und Fall, jak mówią Niemcy. Stratę rektora wszyscy Polacy mocno uczuli i niejeden dali mu dowód swego żalu. Posłano go na miejsce dyrektora gimnazyalnego do Szczecinka (Neu Stettin), miasteczka pomorskiego, zkąd go późniéj przeniesiono do Koźlina (Cöslin), w tejże saméj prowincyi, gdzie trzydziestego drugiego roku, jak słyszałem, życia dokonał.
Dwaj jego bracia jeszcze wiele lat między nami przeżyli; jednego z nich, radzcę przy tutejszym sądzie ziemiańskim, który niską i pulchną postacią rektora przypominał, od najmłodszych lat moich znałem z widzenia; spotykało go się bardzo często na ulicy i na przechadzkach, idącego w przykładnéj parze z równie małą, lecz