Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/191

Ta strona została przepisana.

ste, przytem głos cienki, wśród rozmowy jednak rozmaicie stopniowanéj siły i wysokości; wszystko to objawiało od razu jego przeważnie uczuciowe i wrażliwe usposobienie. Jaką pod tym względem była jego żona, nie wiem, panie Ludwiku, bo ją jedynie w latach moich dziecinnych widziałem i nazwisko téj pani wywołuje w méj pamięci tylko niewyraźny obraz młodéj, jasno-włoséj osoby. Późniéj słyszałem nieraz, że pani Kasyuszowa, także z dysydenckiéj rodziny pochodząca, córka wysłużonego w wojsku francuskiem majora Kobylińskiego, odznaczała się niezwykłą pięknością i przymioty dobréj żony i matki łączyła z biegłością i upodobaniem w życiu światowem.
Wziętość, którą ta para cieszyła się w kołach polskich tutaj i na prowincyi, otwartość, z jaką pod względem narodowym Kasyusz występował wszędzie i z tego powodu wielki jego wpływ na młodzież, były główną przyczyną, dla któréj usunięto go z gimnazyum wkrótce potem, gdy nastały tutaj rządy prezesa Baumanna i radzcy szkólnego Jakoba. Czy zaszła może okoliczność przyspieszająca lub pozorująca ów wypadek, tego ci powiedzieć nie umiem; nie wiem także na pewne, czy równocześnie z Kaulfussem dostał Kasyusz dymisyę, czy niedługo po nim. Słyszałem, iż zaskoczyła go zupełnie niespodzianie, bo gdy jednego dnia, dwudziestego czwartego roku, wśród pauzy między godzinami chodził sobie po podwórzu, przystąpił doń woźny i wręczył mu list od rejencyi, z którego wyczytał, oczom swym nie wierząc, że z chwilą jego odebrania przestaje być nauczycielem w Poznaniu. Pobiegł natychmiast do Kaulfussa, mieszkającego w gimnazyum, i wchodząc zawołał: „Nie jesteś pan jnz moim rektorem; otóż czytaj!“ Kaulfuss, któremu się o tem nie śniło, spojrzał na niego ze zdziwieniem, z nie mniejszem na pismo i nagle wydobył