Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/193

Ta strona została przepisana.

żonego, z kartą papieru, na któréj napisane było: „Kartoffeln uud Heringschwanz sind Schottky’s Lorbeeikranz!“ Że po takiéj scenie nastąpił długi akt batów, chociaż trudno było podobno pierwszych sprawców wydostać, możesz sobie wyobrazić, panie Ludwiku; wkrótce jednak wyniósł się też ów niefortunny pedagog z Poznania tegoż samego roku co Kaulfuss i Cassius, ponieważ i on i władze szkólne uznały, że po tem, co zaszło, dłużéj pozostać nie może. Spokojniejszy zapewne wiódł późniéj żywot, znalazł bowiem, jak mi powiadano, odpowiedniejsze dla siebie miejsce docenta w Halli, gdzie wreszcie został bibliotekarzem przy uniwersytecie.
Wracając teraz do Kasyusza, ten nie przyjął posady nauczycielskiéj, którą go rząd chciał w innéj prowincyi obdarzyć; wolał zostać między swymi i przeniósł się do Orzeszkowa, gdzie jnż przedtem dorywczo obowiązki pastora wypełniał. Na tem stanowisku wytrwał aż do końca dni swoich, wiodąc w ogóle żywot spokojny, lecz nie bez rozlicznych kłopotów. Parafia jego złożona z kolonistów, w polskich jeszcze czasach z Brandenburgii przybyłych, nie odznaczała się zbyt dobrą wolą względem swego pasterza; dochody bynajmniéj obficie nie płynęły, kupka zaś dzieci na probostwie wzrosła bodaj do dziesiątki, a odległość większego miasta utrudniała znacznie ich wychowanie. Mimo to jednak Kasyusz na wygnaniu swojem tak opuszczony nie był; mając od dawna liczne stosunki z obywatelstwem, odwiedzał nieraz znajomych i widywał ich u siebie; szlachta dysydencka, któréj wtedy nie brakło, uważała go za swego duchownego przewódzcę i przybywała częstokroć do Orzeszkowa na nabożeństwa, po radę lub naukę; w trudnych okolicznościach znajdował pomoc chętną, u przyjaciół, a przedewszystkiem uprzyjemniało pobyt na ustroniu bardzo bliskie sąsiedztwo Kwileckich. Był tam nasz Kasyusz jak w domu,