Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/196

Ta strona została przepisana.

literaturą obeznany, nie słyszałem jednak, iżby był gdziekolwiek urzędowe stanowisko zajmował; ograniczał się na dawaniu lekcyi prywatnych w rozmaitych przedmiotach, tak młodzieńcom z klas wyższych jako i pannom kończącym edukacyę. W sile wieku jeszcze, zdaje mi się, że dwudziestego piątego roku, zakończył tragicznie swą wędrówkę ziemską; pewnego dnia bowiem usłyszał któryś z sąsiadów huk niezwykły w jego pokoju, a gdy drzwi gwałtem otworzono, leżał już zabity wystrzałem z pistoletu. Nikt zapewne nie wiedział co było przyczyną tego samobójstwa; upatrywano ją powszechnie w hipochondrycznem usposobieniu, lecz niektórzy przypisywali to usposobienie i wywołaną przez nie katastrofę miłości do osoby, która tego uczucia podzielić z nim nie mogła.
Ale dość już, panie Ludwiku, słyszałeś o dziejach przedhistorycznych naszéj alma mater, z których, jak ci mówiłem, pozostało mi to i owo w pamięci tylko z opowiadania starszych; teraz pozwolisz, że ci jeszcze słów kilka dołożę o gimnazyum za moich czasów. Pierwszy raz przestąpiłem jego progi anno domini dwudziestego szóstego, tydzień po św. Michale; był to bowiem wtedy, jak i potem przez wiele lat jeszcze, początek roku szkólnego.
Gdy wszedłem, przez ową główną bramę z Gołębiéj ulicy, do wielkiéj sieni, ujrzałem z jednéj i drugiéj strony dwie klasy, na lewo pierwszą, na prawo drugą, czyli, jak teraz się mówi, sekstę i kwintę. Były one niemal równe co do wielkości, bardzo obszerne i wysokie, w środku wsparte na drewnianych słupach. W obydwóch stały naprzeciw drzwiom, przy murze, między oknami, katedry, a pod dłuższemi ścianami ławki w trzech lub czterech rzędach, jedna nad drugą. Mimo białych ścian wyglądały ich wnętrza dość ponuro, bo promienie słoneczne prawie nigdy się do nich nie wdzierały, podłoga była czarna jak ziemia, a ławy i katedry, patryar-