i wielką salę dla obchodów uroczystych i egzaminów publicznych, z balkonem na okół na drewnianych kolumnach opartym; na drugiem zaś piętrze, a raczéj półpiętrze o małych oknach, znajdowało się kilkanaście dość dużych ale nizkich pokoi, za moich czasów po większéj części pnsto stojących; dwa czy trzy z nich zajmował pedel gimnazyalny.
Bardzo już nas nie wiele, panie Ludwiku, takich, co pamiętają starego tego pedela, który od dziewiędziesiątego trzeciego roku, wszedłszy zwycięzko wraz z okupacyą pruską, aż niemal do czterdziestego dzierżył tutaj bat i klncze. Był to naturalnie Niemiec słówka po polsku nie umiejący, nazwiskiem Schaal, wysłużony sierżant nie wiem już z jakiego pułku.
Dziesięć lat przeszło widywałem to individuum niemal co dzień, nieraz więc, gdy sobie wspomnę moje szkólne czasy, przesnwa mi się, jakby przed oczyma, fignra starego Schaala, wysoka, chuda, w długi zapięty surdut i księże buty z kutasikami ubrana. Sterczała na jéj żyłowatym karku mała, sncha głowa z siwym włosem za uszy gładko zawiniętym, z wązką czerwoną twarzą urozmaiconą nosem mniéj więcéj fioletowéj farby mokremi oczkami. Nawet gdy milczał, był język jego w ciągłéj robocie, wysuwał go bowiem ustawicznie i lizał nim po wargach, szczególnie gdy miał coś wypowiedzieć; dla tego też, skoro się drzwi otworzyły i pan pedel wszedł z jakim interesem do klasy, wołali nań chłopcy chórem: „Schaal, obliźnij się!“ — a on na nich patrzał zdziwiony. Nie zawsze miał jasną przytomność, bo, jak to u nas mówią, lubił wypić jednego, może i drugiego, chociaż nie tracił nigdy urzędowéj powagi i sztywności swojéj. Nieraz nam opowiadał vom alten Fritz, przed którym jeszcze odbywał parady, i o feldfeblu Matschke, który mu dokuczał za rekruckich
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/198
Ta strona została przepisana.