Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/201

Ta strona została przepisana.

wuję w miłéj pamięci, jak każdy, co go znał, bądź tu, bądź w Krakowie. Od pierwszéj niemal chwili swego pobytu w Poznaniu zaprzyjaźnił on się z moimi rodzicami, kilka razy w tydzień bywał u nich sam lub ze żoną i widział mnie jeszcze leżącego w kolebce; potem przez półtora roku spotykałem się z nim niemal codzień w szkole, a w późniejszych czasach, ilekroć z pod Wawelu do Księstwa robił wycieczki, dawał mi, będąc w Poznaniu, dowody życzliwości; ztąd tez chętnie sobie jeszcze przypominam jego sympatyczną osobistość. Wszakże strachu napędzał nam nie mało olim temporibus; gdy wchodził do klasy, wszystko się uciszyło od razu, bo oko miał bystre, głos silny, a rękę jeszcze silniejszą; nic nie uszło bezkarnie, nie tylko lenistwo lub swywola, lecz urwany guzik, wyplamiony surducik, nie wyczesana czupryna wyciągały niezawodnie instrument ze szufladki w katedrze. Rzadko kiedy przeciw temu skutkowały prośby, przyrzeczenia poprawy; zwyczajna na nie odpowiedź była: „interes interesem, przyjaźń przyjaźnią, kładź się braciszku!“ I mnie coś podobnego spotkało za to, że śliwki jadłem podczas lekcyi. A jednak kochali go wszyscy uczniowie. Żołnierska postawa i energia Muczkowskiego, twarz, w któréj się, na pierwszy rzut oka, otwartość i szczerość uwydatniała, dobroć serca i prawy charakter objawiające się przy każdéj sposobności, osobliwie zaś patryotyczny zapał, górujący u niego nad wszelkiem innem uczuciem, wywierały silny wpływ na młodzież ówczesną, która mn zaufanie swoje i przywiązanie wielokrotnie okazać się starała w różny sposób; to nawet stało się przyczyną jego wydalenia z gimnazyum i wyjazdu z Poznania. Roku bowiem dwódziestego siódmego, nie pamiętam jnz, czy to z powodu jego imienin, czy tez zaszła inna jaka okoliczność, podniecająca do niezwyczajnych objawów, w kwiatami przybranéj kla-