Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

sie przyjęli uczniowie pewnego dnia wchodzącego Muczkowskiego uroczystą postawą oraz przemową i ofiarowali mu pierścień ozdobiony miniaturami Kościuszki, Poniatowskiego i Napoleona. Możesz sobie wystawić, panie Ludwikn, że to zrobiło wrażenie, a zastraszone władze, widząc w nim już niebezpiecznego herszta, usnnęły go niebawem z posady. Młodzież, która częstokroć skutków nie oblicza, żałowała zapóźno nierozważnego postępku, żal jéj podzielała szczerze cała publiczność polska, bo Muczkowski tylu tu u nas miał przyjaciół, ilu miał znajomych. Chociaż jak w szkole, tak i w pożyciu towarzyskiem był werydyk i nie lubiąc frazesów, wykrętów, zdrożnych rzeczy, każdemu rznął prawdę, czasem trochę szorstko, uznawali wszyscy jego zacność i życzliwość i cenili w nim na wskroś polską duszę. Pamiętam dobrze dzień jego odjazdu z Poznania, bo razem z rodzicami, mnóstwem znajomych i uczniów z klas wyższych odprowadzałem państwo Muczkowskich, mających przy sobie dwoje czy troje małych dzieci, z miasta do Dębiny; tam odbył się podwieczorek i serdeczne pożegnanie. Wyjeżdżali na Wrocław do Krakowa, bo przy katastrofie, która i pod materyalnym względem mogła ich w ciężkie wprawić położenie, znalazła się szczęśliwie też pomoc. Hrabia Mikołaj Mielżyński z Baszkowa powierzył, pod bardzo korzystnemi warunkami, wychowanie syna swego Aleksandra Muczkowskiemu, który tym sposobem znalazł na pierwszy czas zatrudnienie i zabezpieczone ntrzymanie, a nie mając tutaj dostatecznych widoków na przyszłość, przeniósł się do owéj wtenczas wolnéj i niepodzielnéj rzeczypospolitéj, nie będącéj zresztą dla niego terra incognita. Nie pochodził on bowiem z naszych stron; urodził się gdzieś na wsi w okolicach Lublina i do Poznania przybył jako dwódziesto-pięcio-letni młodzieniec. O stosunkach jego familijnych