boszcza metropolitalnego cichy i świątobliwy swój żywot zakończył.
Wszak to nie biografia, panie Ludwiku, lecz, jak wszystko, co ci rozpowiadam, tylko wspomnienie, które mówiącemu o starem gimnazyum nasunąć się musiało zwłaszcza, iż ks. Brodziszewski był pierwszym i kilkoletnim moim nauczycielem religii, a, ze względu zapewne na rodziców, bardzo mi wiele życzliwości okazywał, chociaż ja wtedy jako niedorostek należycie tego ocenić nieumiałem. Dodam ci jeszcze, aby jakokoiwiek uzupełnić zarys jego osoby, że w dobroczynności chrześciańskiéj niewielu miał równych sobie. Żyjąc jak aresztant i ograniczając wydatki na to co konieczne było, rozdzielał większą część dochodów swoich tam, gdzie widział potrzebę, chociaż mało kto o tem posłyszał, bo sam nierozpowiadał; przyjemności zaś tego świata unikając, tych nawet co duchownym są przystępne, znajdował w wolnych chwilach swoje zadowolenie i rozrywkę szperając po księgach, osobliwie starych i spisując swoje spostrzeżenia i rozmyślania po większéj części w języku łacińskim, w którym mu się nawet dogodniéj było wyrażać. Aby mógł łatwiéj téj słabości swojéj dogodzić, podjął się dobrowolnie urzędu bibliotekarza kapitulnego w Gnieźnie i prawie do końca pozostał swéj bibliotece wIérnym, gdzie mało który z obmeszałych foliantów, z żółkłych papierów i pergaminów uszedł jego baczności, a uwagi piśmienne, które w nich pomieścił, gdzie mógł znaleść kawałek próżnego papieru, świadczą, iż te zastępy druków i rękopisów były nietylko przerzucane, lecz i przeczytane. Główny przedmiot jego badań stanowiły przedewszystkiem sprawy historyczno teologiczne, pytania tyczące się prawa kanonicznego w dawnéj Rzeczypospolitéj, często także dziejów i starożytności politycznych, a jak mi mówiono, znalazłbyś w kapitularzu i konsystorzu w Gnieźnie całe volu-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/211
Ta strona została przepisana.