Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/219

Ta strona została przepisana.

Obok nauczycielskiego, sprawował także przez wiele lat u nas inny, ważny urząd. Jeśli ci wpadnie w ręce jaka książka z owego czasu w Poznaniu drukowana, ujrzysz na odwrotnéj stronie tytułu wyrazy: „Imprimatur. Czwalina. censor.“ Jak się z tym nieraz przykrym obowiązkiem załatwiał, powiedzieć ci nie umiem, byłem nadto młodzieniaszkiem wtedy, aby się takiemi rzeczami zajmować, lecz nie przypominam sobie żeby się na niego pod tym względem skarzono. Wszakże jeden odnośny szczegół tkwi jeszcze w méj głowie. Przyszedł pewnego wieczora do nas Muczkowski, który właśnie wydawał poezye Mickiewicza i uśmiechając się opowiadał rodzicom moim, że miał z Czwaliną, jako cenzorem, rozprawkę. Nie chciał on z początku przepuścić w Grażynie tego Niemca, co „głos ludzki rozumiał“, dał się przecież zmiękczyć przyrzeczeniem, że Muczkowski stosowny doda przypisek, co się też stało.
Gdy szkoły ukończyłem, był Czwalina w sile wieku; lat kilka jeszcze potem pracował jak dawniéj, lecz niezadługo po roku czterdziestym zaczął brać długie urlopy i czterdziestego piątego zażądał emerytury, zapewne dla tego, iż zaszłe podówczas przy gimnazyum zmiany nie przypadły mu do smaku. Mógł sobie na uboczu żyć bez kłopotu, zwłaszcza iż, prócz kamieniczki, którą ci pokazywałem na Teatralnéj ulicy, a która po dziś dzień jeszcze do potomków jego należy, miał, jak mi mówiono, na co się oglądać; to też po powrocie moim z uniwersytetu spotykałem się z nim dość często, przez lat kilka, na ulicy na lub przechadzce i widziałem, że czerstwy i dobréj myśli. Miewa się czasem przeczucia, panie Ludwiku, skoro nadejść ma ostatnia chwila; coś takiego zaszło z Czwaliną, jak mi powiadano. Poprzednie choleryczne zarazy, które miasto nasze kilkakrotnie trapiły, znosił