Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/22

Ta strona została przepisana.

leniem i łzami przerywaną mową dyrektor Ziemstwa, Józef Morawski.
Żałuję, że ci więcéj szczegółów o Adolfie Łączyńskim udzielić nie mogę, lecz sądzę, iż co powiedziałem, da ci wyobrażenie o tem, jakim był, oraz wytłómaczy, czemu nam wszystkim starym, którzyśmy go znali, pamięć o nim nadzwyczaj miłą pozostała.
Rozwodząc daléj, panie Ludwiku, dzieje owéj pierwszéj landszaftowéj siedziby, przed którą stoimy, powtarzam, co już wspomniałem, że dolne jéj pokoje zajmował dyrektor prowincyalny. Był nim w samych początkach Nepomucen Nieżychowski. — Jak długo on urząd swój piastował i w mieście przesiedział, nie wiem, panie Ludwiku, zwłaszcza iż, ile pamięcią zasięgnąć mogę, tylko następcę jego w tem mieszkaniu widziałem; ale rodzice moi znali pana Nieżychowskiego od dawna i ja późniéj, dorósłszy nieco, miałem nieraz sposobność widywania go gdzieindziéj, a nawet w ostatnim roku mego pobytu w szkołach przepędziłem z jego wnukiem, Włodzimirzem Wilczyńskim, ferye Zielonych Świątek w Granówku, niedaleko od Grodziska, gdzie żył sobie spokojnie i gdzie kilka lat przedtem dogodny i ładny dworek dla potomków raczéj, niż dla siebie, wystawił. Wtenczas bowiem w podeszłym już był wieku, ale, mimo swoich siedemdziesięciu kilku, jeździł konno i chodził żwawo. Cenili współobywatele jego bystry rozsądek, praktyczność w interesach i znajomość stosunków wiejskich, dla tego też był pierwszym, którego do dyrekcyi, przy zakładaniu ziemstwa, wybrali, a niezwykłą trzeźwość i jasność umysłu aż do końca życia swego zachował.
Przeszło pół wieku minęło, ale miłem teraz jeszcze są dla mnie wspomnieniem owe cztery dni w Granówku u pana Nepomucena spędzone. Chociaż tak