skiego i całą jego rodzinę, bo, jak ci mówiłem już dawniéj, gdyśmy przed teatrem stali, mieszkał parę lat z nami w Bergera kamienicy przy Nowym Rynku i bywał u rodziców moich, a ja nieraz na pierwsze piętra schodziłem do państwa Królikowskich, aby się z ich chłopcami, Leosiem i Jasiem, zabawić. Ile sobie przypominam, wyglądało tam nieświetnie, bo pani domu, jejmość słusznego wzrostu, wtenczas jeszcze przystojna, ale blada i słabowita, zapadała często na zdrowiu, miewając podobno chwile somnambulizmu; czworo, czy pięcioro małych dzieci nie przyczyniało się do porządku, a pan nadto był zatrudniony szkólną i literacką pracą, przy tem także stosunkami pozadomowemi, aby się turbować o rzeczy podrzędne. Do towarzyskiego życia mając silny pociąg i jakoby stworzony do niego, w krótkim czasie zawarł tutaj u nas Królikowski znajomość lub przyjaźń z mnóstwem osób z miasta i ze wsi. Słyszałem od starszych, którzy z nim przebywali, że nie łatwo znaleźć człowieka tak miłego i zajmującego w towarzystwie; pełen życia i niewyczerpany w rozmowie, już to dowcipny i wesoły, już to słodki i czuły, piękną swoją, płynną, i śpiewną polszczyzną ujmował sobie każdego tem łatwiéj, że różnostronne jego wykształcenie pozwalało mu rozprawiać o wszystkiem. Prócz tego tak znakomicie grał na skrzypcach, że byłby mógł występować w koncertach; zbierano się też licznie na kwartety, które u siebie urządzał i nieraz uproszony zagrał poza domem. Nie dziw więc, iż Królikowski był persona grata między ludźmi, zwłaszcza że pod innym także względem placu im dotrzymać umiał. Lubił dobre obiadki i nie złe śniadańka, a jeśli Ceres dobrze uposażona miłą mu była, to i Bakchusem nie pogardził, owszem, przy danéj sposobności chętnie mu cześć oddawał i bardzo często zwiedzał ówczesne jego świątynie przez Rosego, Syp-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/227
Ta strona została przepisana.