Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/233

Ta strona została przepisana.

pięknego niegdyś księgozbioru, które leżały w kurzu i nieładzie na staréj podartéj sofie. Daremnie szukał zarobku; zdobył się wreszcie na prospekt do nowego pisma peryodycznego, Młynem ochrzconego, lecz ów młyn ani kwaterki mąki zemleć nie mógł, a w całéj téj tragedyi, obok nieporadności, odgrywał od początku do końca główną rolę ów środek nieszczęsny, w którym już niejednego z ludzi znakomicie uzdolnionych trudne przejścia życiowe zmusiły szukać zapomnienia. Tę straszną noc przerwało mu pod koniec jego kilka chwil jasnych; zawdzięczał je jednemu z dawniejszych uczniów poznańskich. W liście do Wojcickiego opisuje August Wilkoński, znany ci autor Ramot i Ramotek, jak niespodzianie spotkał się w ogrodzie Krasińskich ze starym, zgarbionym i obdartym profesorem swoim i jakie to spotkanie zrobiło na nim wrażenie. Wziął go z sobą na wieś do Garbatki, gdzie wtenczas mieszkał, przywrócił mu profesorski pozor, obwoził go po sąsiedztwie. Odżył na czas niejaki dawny człowiek, a Królikowski zachwycał towarzystwa ogładą swoją, wymową i grą na skrzypcach; ale to zbyt długo trwać nie mogło, i gdy wreszcie przyszło wrócić do Warszawy, zagnała go wkrótce potem nędza i choroba do szpitala Sióstr Miłosierdzia, gdzie samotny i opuszczony nawet od rodziny, utrapiony swój żywot biedak zakończył w kwietniu trzydziestego dziewiątego roku.
Wreszcie na św. Michał roku trzydziestego, spełniły się moje gorące życzenia, że mogłem z pysznością przebywać sień i podwórze, spoglądając z góry na żyjątka dolnych regionów i policzyć się do tych, którzy wchodzili na schody pod dzwonek, a potem w prawo na balkon; dostałem się do czwartéj klasy, czyli do Tercyi. Miała ona, prócz pierwszego piętra, swoje przywileje; świadectwo z téj klasy uprawniało do jednorocznéj służ-