Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/241

Ta strona została przepisana.

wszystko zaś, co było niemieckie, powędrowało już przedtem, pod sztandarem dyrektora Wendta, na Strzelecką ulicę do skromnéj i ciasnéj wtenczas kamieniczki, zaszczyconéj nazwiskiem Fryderyka Wilhelma. Z uczniów polskich nie wiem, iżby którykolwiek przeszedł był na tamtę stronę; z niemieckich pozostało z nami w wyższych klasach kilku, spowodowanych głównie niechęcią dla profesora Martina. Z nauczycieli Polaków żadnego nie przesadzono tam; — z Niemców pozostawiono nam tutaj sześciu czy siedmiu, a między nimi, jako głównych, Czwalinę i Gladischa, prócz których, ile pamiętam, był jeszcze jakiś Ottawa, Nepilly, późniejszy dyrektor seminaryum nauczycielskiego, przezwany przez chłopców Niepili i nie jedli, jako też Czarnecki, mały, popędliwy, zadowolony z siebie człowieczek, nie mówiący po polsku, mimo polskiego nazwiska i niewątpliwie pochodzenia. Pod względem języka nic się u nas na lepsze nie zmieniło; przeciwnie, kazano niebawem religii w wyższych klasach uczyć po niemiecku, co księdzu Kidaszewskiemu nie bardzo płynnie szło z ust i serca, a w niższych oddziałach, jak mi się zdaje, wykład polski znacznie okrojono, zwłaszcza że prezes Flottwell i radzca szkólny Jacob byli już wtenczas stanowczymi krzewicielami kultury.
W Prymie mieliśmy starych naszych profesorów, zrosłych poniekąd ze szkołą, Stoca, Wannowskiego, Buchowskiego, Czwalinę, Mottego, Poplińskiego; znasz ich już, panie Ludwiku, prócz dwóch ostatnich, o których pomówić późniéj może nastręczy nam się sposobność; z nowych, prócz Łożyńskiego, dostaliśmy jeszcze Gladischa i Prabuckiego. Owemu Gladischowi przypadła u nas w Prymie nauka języka niemieckiego i propedeutyki filozoficznéj, którą od dawna już teraz z planu lekcyi gimnazyalnych skreślono. O początkach jego nic nie