Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/249

Ta strona została przepisana.

turze kilkunastu chłopców, ani o postanowieniu owych czterech nauczycieli najlżejszego nie mógł mieć przeczucia, mimo to stał się, że tak powiem, npragnionym kozłem ofiarnym; usunięto go zupełnie z gimnazyum, zostawiając mu pensyę na doczekaniu. Uczniów rozpuszczono zaraz szóstego marca do domów, szkołę rozwiązano i dopiero czwartego maja otworzono ją znowu, niby na nowych podstawach, z początku pod tymczasowym, a wkrótce pod stałym zarządem radzcy Brettnera. Upatrywano w Prabuckim rzekomo przyczynę złego ducha, który, jak twierdzono, pod zarządem jego zapanował w szkole, i to najniesłuszniéj, bo pod względem politycznym niczego się zdrożnego ani mową, ani uczynkiem, jako dyrektor i nauczyciel, nie dopuścił; korzystano po prostu z pozoru, aby się pozbyć Polaka i księdza, który na tem stanowisku zdawał się być osobistością niedogodną. Z początku łudził się Prabucki przekonaniem, że go przywrócą, gdy się niewinność jego okaże, lub przy innéj szkole miejsce mu dadzą; nie przyszło do tego, pensyę tylko zostawiono mu jako emerytowi aż do końca.
Przesiedział potem Prabucki, nie wiem jnz ile lat, w Poznaniu, na Wielkich Garbarach, a późniéj przy kościele Bożego Ciała, żyjąc dość samotnie, bo blizkich przyjaciół nie miał nawet między duchownymi i po za dom rzadko wychodził; zajmował się wytrwale naukową pracą, poświęcając znaczną część swego czasu tłómaczeniu Pisma Świętego, w którem, szczególnie co do ksiąg Starego Testamentu, starał się nwzględnić nowsze badania językowo-historyczne. Ważne to przedsięwzięcie wykonane, jak mi powiadano, z sumienną i filologiczną ścisłością, ukończył zupełnie, wydać jednak nie zdążył czy też nie miał do tego środków wystarczających, a rękopis jego niewiedzieć gdzie się teraz znajduje. Ostatnie-