a syna jéj z tego pierwszego małżeństwa, Ignacego Chłapowskiego, dziedzica Bagrowa, który umarł, zdaje mi się, siedemdziesiątego trzeciego roku, jeszcze w sile wieku, znało całe Księztwo. Lubiono go powszechnie i w towarzystwach bywał pojawem nader pożądanym dla dowcipnéj fantazyi, którą powolny z natury i rozwlekły sposób mówienia, przytem właściwe mu akcentowanie pojedyńczych sylab, oryginalnie uwydatniały. Swojego czasu obiegało tu mnóstwo zabawnych dykteryjek i wyrażeń pana Ignacego, który zresztą obowiązek swój narodowy trzydziestego pierwszego roku uczciwie wypełnił. Opowiadano sobie, że gdy pierwsza jego żona Ludwika na płucową chorobę w młodym wieku umierała, wolał na nią z szczerym żalem „La vis-ka, Lawiska — z tobą bardzo źle, bo ci już skrzypki w piersiach grają!“ Gdy umarła, pobiegł podobno łzami zalany od jéj łóżka do swego pokoju, a wyjąwszy flintę, zaczął ją opatrywać i nabijać. To spostrzegł stary jego służący, a w mniemaniu, iż się zanosi na akt rozpaczliwy, chciał mu, perswadując jak umiał, broń wydrzeć, lecz pan Ignacy uspokoił jego obawę temi słowy: „Głupiś, pani umarła, będzie pogrzeb, trzeba więc zabić kilka zajęcy!“ Prawdopodobne, iż to na koszt jego wymyślono, sam wszakże słyszałem jak mówił o kotnych paniach, zmieniając prawie zawsze brzmienie spółgłoski g swem wymawianiem.
Przyrodni brat jego, Andrzej Batkowski, umarł przed czterema niespełna laty i całe niemal życie swoje przepędził tutaj w tym domu. Poznałem się z nim przed półwiekiem przeszło, pamiętam przecież gdzie i jak. Było to na rogu Garbar i Butelskiéj ulicy, gdzie parterowe mieszkanie zajmował, trzydziestego czwartego roku, znany wtenczas powszechnie malarz Gillern, o którym ci może późniéj to i owo powiem. Uczyłem
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/66
Ta strona została przepisana.