Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/76

Ta strona została przepisana.

obcego plemienia, było zatem na czasie, żeby Polak pochwycił znów tę u nas tak ważną gałąź handlu. Uznał to pan Antoni i zaczął energicznie, lecz przytem oględnie i powoli zmierzać po nowo obranym gościńcu. Zdarzyło się niedługo potem, że starzy Wassalowie, czy też ich spadkobiercy, zatęsknili za ojczystem powietrzem gór gryzońskich; ich uczeń dawniejszy, mając już kapitalik odłożony i umiejąc przytem dać sobie radę w finansowych sprawach, kupił od nich kamienicę i cukiernię pod dość pomyślnemi warunkami i, po ośmiu czy dziewięciu latach, pożegnawszy się z kolebką swoją u Batkowskiego, przeniósł się na Stary Rynek, gdzie firma jego do dziś dnia świeci.
Nowy właściciel mało co zmienił na zewnątrz i w układzie pokoi owego domu Wassalich, natomiast podziemne regiony przekształcone zostały zupełnie; część ich urządzono na składy wina, część zamieniono na przytulisko dla gości, na katakumbę, jak mówił pan Antoni, gdzie zdala od ludzkich oczu, jak w cieniach Hadesu, grzebać, a raczéj topić można troski i kłopoty mizernego żywota. Rzadko kiedy próżno było w owem podziemiu Bachusa; pokutowało tam za dnia i w nocy zwykle mnogo duszyczek, zwłaszcza iż źródła letejskie przypływały coraz obficiej i w coraz rozmaitszym gatunku i wieku, ponieważ Pfitzner z każdym rokiem studnie powiększał, skład detaliczny na hurtowny zamienił, wina swoje po całéj prowincyi rozsyłał i nie tylko z producentami węgierskimi w bezpośrednie wszedł stosunki, lecz nawet w późniejszym czasie nabył winnice w okolicach Tokaju. Niemniéj od katakumby ożywioną była górna dzielnica jego państwa; tam w cukierni zawsze zastałeś odbiorców i konsumentów, a nieraz wszystkie jéj pokoje widziałem zapchane ludźmi rozmaitéj mowy i wiary. Główną przyczyną, czemu wszystko szło do-