Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/81

Ta strona została przepisana.

ludzkości. Na nie wysokiéj jego, ale okrągłéj figurce głowa spoczywała z powagą, a z twarzy dość udatnéj, z sposobu witania znajomych i przemawiania widać było niepospolitą dozę uznania siebie samego w swéj wartości. Połowica często dotrzymywała towarzystwa małżonkowi w handlu i na ulicy; niższa od niego i znacznie pełniejsza, bynajmniéj Wenerą nie będąc, przeciwnie do zadowolonéj facyaty męża zgryźliwie na świat spoglądała. Wspomniałem ci o tem stadle izraelskiem i o starych pannach, żeby nie przerwać porządku domów, a teraz, ponieważ stoimy przy Gołębiéj ulicy, nie mogę pominąć jéj narożnika. Stawałem ja tu nieraz dawnemi czasy, idąc do gimnazyum lub wracając i patrzałem przez dolne szyby na piękne zegarki albo na pana Leona Masłowskiego i kilku młodzieniaszków, którzy nad niemi majstrowali, siedząc przy stoliczkach. Ów Masłowski był wtenczas właścicielem tego domu, oraz pierwszym zegarmistrzem w mieście, odkąd stary Didelot w Rynku poszedł był całkiem na odstawkę. Pierwotne jego dzieje są mi nieznane; słyszałem, że fortunkę swoją zawdzięczał żonie, kobietce wyglądającéj żwawo i wesoło, którą zawsze w jedwabnéj sukni widywałem, jedynaczce jakiegoś dobrze miennego mistrza szewieckiego. Świetne czasy Masłowskiego były, ile pamiętam, między trzydziestym a czterdziestym rokiem; roboty miał dużo, zegarki odchodziły, a że ich tanio nie sprzedawał, mógł sobie żyć wygodnie i w pokaźnych występować tużurkach, zwłaszcza iż żadne dzieci budżetu nie ogryzały, a Masłowski umiał sobie i swoim towarom zjednać popularność u obywatelstwa wiejskiego. Po nie wiem ilu tam latach pomyślnéj praktyki uprzykrzyło mu się snać dygotanie zegarków; zapragnął być szlachcicem, co się już niejednemu z naszych przemysłowców zdarzyło, zwinął zatem warsztat i handel, dom sprzedał, a wyniósłszy się