Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/83

Ta strona została przepisana.

Skład preciozów i sreber, który w miejscu dawnéj pracowni Masłowskiego założył, polecał się ilością i doborem, a ponieważ Fiedlerek w cenach nie przesadzał i towar miał rzetelny, pozyskał sobie liczną klientelę. Znaliśmy się dość dobrze, bo kilkakrotnie byłem u niego sam kupując lub w towarzystwie kupujących i przyznam się, że mnie bawiły kańciate miny tego Quasimoda, jego głos wysykiwany, a szczególnie oryginalna polszczyzna, gdy z paniami naszemi rozmawiał. Przepędziwszy swój żywot w kawalerskim stanie, zostawił, ile mi wiadomo, dość ładną schedę siostrzeńcom, z których jeden objął ten dom, postawił na nim dwa piętra i od lat już kilkunastu jubilernią wujaszka zamienił, jak widzisz, na handel materyalny.
Przeciwległy narożnik Wrocławskiéj i Gołębiéj ulicy przybrał, przed dwudziestu kilku laty, okazalszą postać za staraniem teraźniejszego właściciela, który go, gdy pożar całą niemal górną część zniszczył, wewnątrz i zewnątrz przekształcił, trzecie piętro dostawił i przodkową jego facyatę, nieco w norymberskim stylu zmienioną, przyozdobił figurą św. Józefa, patrona swego. Ex re nadmienionego pożaru, powiem ci nawiasem, że nikt w nim szwanku nie poniósł, tylko młody jakiś jegomość mieszkający na poddaszu, zbudzony nagie trzaskiem i płomieniem, nie mogąc już drzwiami się wydostać, wyskoczył okienkiem i tylko w koszuli, przyozdobiwszy wszakże głowę cylindrem schwytanym w prędkości, po rynnach idąc dowlókł się szczęśliwie do sąsiedniego dachu. Dawniéj wyglądał ów dom bardzo niepokaźnie, jak prawie wszystkie stare w naszem mieście i należał jeszcze za polskich czasów do rodziny Sawińskich, zamożniejszych obywateli poznańskich. Ostatnią właścicielkę tego pochodzenia znałem osobiście jako wdowę w podeszłym już wieku; męża jéj nie pamiętam, wiem je-