Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/124

Ta strona została przepisana.

stosnnki rodzinne i sposobność do korzystnego zatrudnienia. Szczery żal mnie przejął, panie Ludwiku, gdy go, po dość długim czasie, znów tutaj ujrzałem, schudzonego, zadyszanego, z gorączką na twarzy i złowrogim błyskiem w oczach; mimo to jednak zdawało się, że opłakany stan ciała podwoił jeszcze energię ducha. W rozmowie widać było dawniejszą żywość i bystrość umysłu, częstokroć humor bywał nawet wesoły, a chęć do pracy i wytrwałość przy niéj można było podziwiać. Jnż od dawna żyjąc w ścisłéj przyjaźni z panem Franciszkiem Dobrowolskim, przysługiwał się nieraz „Dziennikowi Poznańskiemu“ swemi artykułami, które się odznaczały trafnością myśli i wybitnością wyrażeń, a wtenczas, pod koniec życia, jako stały współpracownik tego pisma, tak czynnie i sumiennie wywięzywał się z swego zadania, że rzadko który numer wychodził bez jego współudziału.
Złożyłbyś, panie Ludwiku, parę sporych tomów z rozmaitych okolicznościowych artykułów jego i większych rozpraw umieszczonych w „Dzienniku“; we wszystkich niemal widać bystrość w pojmowaniu bieżących spraw politycznych, a niektóre, obszerniéj i gruntowniéj opracowane, zrobiły wrażenie na publiczności i zachowały jeszcze wartość historyczną, jak n. p. Nasze położenie i środki zaradcze; daléj Konkurencya amerykańska i nasze rolnictwo, które, jeśli kiedy, to teraz zasługują na odczytanie. Prócz tego świadczyć będą o niepospolitéj zdolności doktora Warnki osobno drukowane dziełka: O Franciszku Deak i Zasługi Lelewela na polu jeografii. Nie przestając na „Dzienniku“, pisywał jeszcze w tych dwóch ostatnich latach do „Ateneum“ i „Przewodnika naukowego“ i usiłował nawet wrócić do nauczycielskiéj pracy,