Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/132

Ta strona została przepisana.

jąc je mniéj lub więcéj, cośkolwiek powiedzieć ci mogę. Język polski objął tam wcześnie po wspomnianym Radziejewskim, seminaryjnie wykształcony nauczyciel, pan Józef Malczewski. Był on szlacheckiego rodu i zwykle w podpisach miano herbu „Skarbek“ do nazwiska dodawał. Z dziejów jego poprzednich tyle tylko wiem, że rodzice jego kiedyś posiadali majątek ziemski i że początki nauk odebrał w szkole trzemeszeńskiéj, zkąd bliższa jego znajomość z Cegielskim. Spotykałem się z nim tu i owdzie dość często i pozostawił mi wrażenie gorącego patryoty, przytem zaś człowieka, który łączył z niemałem poczuciem własnéj godności pewną skłonność do krytycyzmu i apodyktycznych sądów o ludziach i rzeczach, która się nieraz nawet w ruchach jego twarzy i głosie odbijała.
Na dziewczęta polskie w wyższéj klasie dobry wpływ wywierał, bo, ile mógł, dawał im wyobrażenie o historyi i literaturze naszéj. Urzędował on tutaj — jak pamiętam — do czterdziestego drugiego roku, poczem go do seminaryum nauczycielskiego przeniesiono, gdzie także język polski dawał i gdzie doczekał się jeszcze czasów kultury, poczem jako emeryt rozstał się z tym światem w dość póżnym wieku. Miejsce jego w szkole Ludwiki zajął pan Ignacy Woliński, który zawód swój nauczycielski rozpoczął w Kostrzynie, a potem tutaj długie lata między nami przepędził. Kto go znał, nie zaprzeczy, że trudno było lepszy zrobić wybór na stanowisko, które mu powierzono; — już postawa poważna, twarz miła i łagodna, głos częstokroć uroczysty pana Wolińskiego wskazywały wrodzonego pedagoga, a pozór ten nie mylił, wiadomo mi bowiem, że od początku do końca zawodu swego cieszył się tu w szkole i prywatnych stosunkach powszechnym szacunkiem. Uczennice polskie miały do niego szczere przywiązanie, bo nmiał je